Z archiwum polskiego Jutuba, część 2: ALE URWAŁ!
2021-06-08
Autor: Paweł Mączewski
Foto: Kadr z filmu na YouTube „Atak zimy 09.01.2010 - stromy podjazd w Szczecinie”.
Z czym wam się kojarzy styczeń? Z noworocznymi postanowieniami, które może tym razem uda się spełnić? Z tym że kiedyś w styczniu był śnieg? A może jedynie z kontynuacją tułaczki po tym łez padole? Od teraz miesiąc ten będzie wam też przypominać o jednym z najsłynniejszych karamboli w historii tego kraju. Bo to właśnie w styczniu, 11 lat temu (polski) świat internautów pokochał i spopularyzował zwrot: Ale urwał, ale to było dobre!
W pierwszej części (którą możecie przeczytać TUTAJ) przyjrzeliśmy się nieco bliżej fenomenowi Pana Pawła vel Pawła Jumpera, słynnego śmiałka i akrobaty rowerowego, który swoim dwukołowym jednośladowcem „bolidem” postanowił pokonać wysokość półtora „no jest wysoko” metra, lądując z impetem twarzą na chodniku. Cześć i chwała jego pamięci. Dzisiaj jedziemy dalej z nowym tematem.
„Z archiwum polskiego Jutuba” — jak zdradza sama nazwa, to zbiór najbardziej kultowych dzieł rodzimych wykonawców YouTube (tudzież Jutuba), które ze zwykłych filmików wrzuconych na popularny serwis z klipami wideo, zmieniły się w internetową sztukę nowoczesną, a nieraz ich popularność wykroczyła poza internet.
Niby samochód, a jednak sanki
W drugiej części naszego niekoniecznie poważnego cyklu pozostaniemy przy środkach komunikacji, zamieniając jednak rower na samochód, a właściwie kilka samochodów. I karambol. „Ale urwał! Ale to było dobre!” jest zapisem ze stycznia 2010 roku, kiedy to na stromym kawałku ulicy Kusocińskiego w Szczecinie doszło do druzgoczącego zwycięstwa natury nad człowiekiem. Oblodzona i pokryta śniegiem trasa nie miała litości dla sunących pod górę (nachylenie tego feralnego miejsca ma sięgać 12 procent) maszyn, które pozostawione na łasce nieczułych praw fizyki, zmieniały się w ześlizgujące się kawałki metalu, szkła i opon.
Jako ciekawostkę warto dodać, że istnieją dwie wersje tego filmiku, a poniższa jest nieco krótsza (blisko dwie minuty) i zawiera ten legendarny zwrot. Niemniej polecam też wersję zatytułowaną „ALE URWAŁ [w całości - niepublikowane momenty]” wydłużoną do blisko 8 minut. Oba nagrania obejrzano grubo ponad pół miliona razy — warto w tym miejscu zadać jedno, ale to bardzo ważne pytanie: w czym tkwi fenomen tego widowiska?
Analiza wypadku
Może spotkaliście się kiedyś z takim stwierdzeniem, że wypadek samochodowy to przykry widok, ale ciężko odwrócić od niego wzrok — prawdziwość tych słów zdaje się potwierdzać właśnie ten film. Na szczęście pokazane tu stłuczki nie wyglądają groźnie, a każde kolejne uderzenie auta spotyka się z aprobatą zgromadzonych gapiów.
Ci natomiast zachowują tak, jakby byli świadkami niespodziewanego show, które można oceniać i komentować. Prym tutaj wiedzie oczywiście ON — najgłośniejszy z narratorów, autor słynnych słów, które chyba już na dobre stały się częścią polskich zwrotów.
Słyszymy w jego głosie ekscytacje, radość z widowiska ilekroć kolejne auta parkuje bokiem lub tyłem w innym samochodzie. Jest w tym uniwersalna pierwotna szczerość, ale i pewna doza polskości.
Nagranie stało się swego czasu tak popularne, że w 2010 roku na TVN Turbo powstał program „Ale urwał” o sportach ekstremalnych, który doczekał się 16 odcinków. Ponadto — tak jak to miało miejsce ze słynną rampą wspomnianego na wstępie Pawła Jumpera — także w Google Maps znajdziemy dokładną lokalizację wiekopomnego nagrania.
Hasło określające kraksę, upadek tudzież inne niepowodzenie w taki sam sposób może przecież służyć do gratyfikacji jakichś rzeczy — na tym polega wielorakość interpretacji i sposobu używania zwrotu: Ale urwał, ale to było dobre!