Ulubiony film kostiumowy Macieja Buchwalda? Rozmawiamy z reżyserem „1670”

2023-12-22

Fot. Kadr z serialu "1670". Fot. Fot: Robert Pałka. Netflix
Autor: Paweł Mączewski

Maciej Buchwald jest jednym z reżyserów fantastycznego serialu od Netflix „1670”. Jeżeli jeszcze go nie widzieliście, to warto to nadrobić. Scenariusz do produkcji napisał Jakub Rużyłło, współscenarzysta m.in. polskiej wersji „The Office”. Obok Macieja na stołku reżyserskim zasiadł też Kordian Kądziela.

„»1670« to parodia odnosząca się zarówno do polskiej myśli korporacyjnej, aktualnych problemów społecznych, jak i najpopularniejszego tematu ostatnich lat, czyli tzw. »ludowego zwrotu« w popkulturze” – pisał o serialu Wojciech Szot z „Gazety Wyborczej”.

Ostatnio Maciej Buchwald udostępnił w swoich mediach społecznościowych post Nilsa Croné, operatora filmowego. „Tak sobie wymyślaliśmy” – dodał komentarz do wpisu, w którym można było zobaczyć zdjęcia i obrazy, które były inspiracją dla konkretnych scen, czy kadrów serialu.

Obok siebie znalazła się m.in. „Ostatnia wieczerza” Leonarda da Vinci i ujęcie z filmu „Sin City: Miasto grzechu” Franka Millera i Roberta Rodrigueza. Efekt finalny był doskonałą syntezą różnych tropów kulturowych.

Udało nam się chwilę porozmawiać z Maciejem o „1670”, ale nie tylko… Interesowało nas, czy jego polskie kino kostiumowe przeżywa teraz swoje kolejne pięć minut.

Paweł Mączewski, Radio Kampus: Niedawno mieliśmy "Znachora" i "Chłopów". Za nami "1670 rok". Czy polskie kino kostiumowe przeżywa teraz swój renesans?

Maciej Buchwald: W jakimś sensie możemy tak powiedzieć, bo przecież jeszcze film "Kos" Pawła Maślony wygrał Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Może ludzie mają ochotę teraz oglądać takie rzeczy i są też środki, by je pokazywać. Oczywiście taka wzmożona popularność filmów kostiumowych może być też przypadkiem. Jak wiemy, projekty w kinie powstają strasznie długo, więc pomysły na produkcje mogły powstać jakiś czas temu.

Ewidentnie jednak jest teraz dużo tych produkcji i myślę, że to fajnie. Dla mnie kino kostiumowe jest tym, jak postrzegało się kino w dzieciństwie – mam na myśli kreowanie innego świata niż ten, który znamy.

Warto dodać też, że kina w ostatnich latach nie było tak mało, ale dotyczyło ono przede wszystkim XX wieku. Myślę, że zawsze mamy sporo filmów wojennych i dużo takich, gdzie akcja dzieje się w PRL-u. Tak więc nowością może być tu powrót do kina z historiami starszymi niż 100-200 lat.

W jaki sposób kino kostiumowe i związana z nim problematyka może rezonować ze współczesnym widzem?

Tak samo, jak kino science-fiction z tej prostej przyczyny, że czasy się zmieniają, ale ludzie jako gatunek już nie tak bardzo. Dlatego np. tragedie pisane w starożytnej Grecji nadal działają na współczesnego odbiorcę i dlatego wciąż się wystawia Szekspira, którego prawda o człowieku nie straciła na wartości.

Bardzo często możemy odnaleźć odbicie naszych czasów w dawnych wydarzeniach. Nie uważam jednak, żeby to też miało być naczelnym zadaniem kina kostiumowego, by komentowało naszą rzeczywistość. Wolność, miłość, samotność, tożsamość – pewne tematy po prostu zawsze będą interesować ludzi, niezależnie, w jakich czasach dzieje się dana historia.

Twój ulubiony film kostiumowy?

Masz na myśli, że wśród historycznych? Bo w pewnym sensie „Władca pierścieni” też jest filmem kostiumowym…

To prawda, myślałem raczej o historii osadzonej w naszym świecie.

Bardzo lubię „Dumę i uprzedzenie”, który poleciła mi moja żona. To jest świetne kino. Mam też sentyment do filmów, które chyba nie są zbyt dobre…

Na przykład?

„Trzej muszkieterowie”, mam na myśli tę ekranizację z lat 90. Pamiętam, że gdy oglądałem ten film jako młoda osoba, zrobił on na mnie wrażenie. W tamtym okresie podobał mi się także „Gladiator” oraz „Królestwo niebieskie” Ridleya Scotta, który chyba jakoś niespecjalnie się udał, ale działał jako rozrywka. „Barry Lyndon” – to jest przecież doskonałe kino kostiumowe. Ten film chyba powinienem był podać najpierw.

Serial „1670” wyreżyserowałeś razem z Kordianem Kądzielą, jak się podzieliliście pracą?

W tym projekcie byłem odpowiedzialny za wypracowanie koncepcji i formy serialu. Wyreżyserowaliśmy go wspólnie z Kordianem Kądzielą - ja pierwsze 4 odcinki, on kolejne 4, trzymając się ustalonej wcześniej, spójnej konwencji. Bardzo mi też zależało, by drugim reżyserem był Kordian – czułem, że dzięki niemu cały serial zachowa swój charakter, poza tym bardzo go cenię jako reżysera.

Skąd decyzja, by serial przypominał mockument w stylu „The Office”, tyle że w czasach Sarmatów?

Scenariusz był napisany jako mockument, łącznie z testymonialami, czyli setkami do kamery. No ale w XVII wieku jednak nie było kamer. Prawdopodobnie ludzie zaakceptowaliby taką konwencję, ale pomyślałem, że to może stworzyć jakiś rodzaj dystansu; jakbyśmy patrzyli na making of filmu kostiumowego, a nie na historię, która się wydarzyła.

Po konsultacji ze scenarzystą Jakubem Rużyłło stworzyliśmy coś, co nazwaliśmy „mockumentem 2.0”. W ten sposób bohaterowie przeżywają swoją historię, a kiedy mają ochotę, łamią czwartą ścianę, zwracając się bezpośrednio do widza – tak jak np. mogliśmy to zobaczyć w serialach „Fleabag” albo „House of Cards”. Zamiast kadrowania aktorów jak do wywiadu, ich bohaterowie pozują jak do obrazów.

Dlaczego akurat data „1670”?

Myślę, że Kuba Rużyłło, który wpadł na ten pomysł, mógłby powiedzieć o tym więcej. Z tego, co jednak mi opowiadał, wybrał rok, w którym… w Polsce było bardzo duże nic. Nasz kraj przestał być potęgą, jesteśmy po potopie szwedzkim, jeszcze przed rozbiorami i trwa taki bezczas. Kuba celowo wybrał czas, z którym nie wiąże się żadne spektakularne tło historyczne.

Czego możemy się spodziewać po serialu?

Chcieliśmy pokazać, że robienie komedii nie wyklucza pięknych, realistycznych kostiumów, scenografii i próby stworzenia wiarygodnego świata. Nasz serial nie jest oczywiście super wierny realiom historycznym, bo dzieją się w nim wymyślone rzeczy. No ale to trochę jak ze wspomnianym „Władcą pierścieni” – wiesz, że Elfy nie istnieją, ale chcesz, by ukazano ich w przekonujący sposób. Tym samym kierowaliśmy się przy „1670” – chcieliśmy, że widz uwierzył w ten świat i chciał się w nim znaleźć. Myślę, że nam się to udało.