Typy ludzi, których wkurza, że czarna aktorka zagra elfkę w nowym Wiedźminie
2021-01-29
Autor: Paweł Mączewski
POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA - ilekroć słyszę, że w gdzieś w polskim internecie rozgrywa się kolejna inba dotycząca tego zagadnienia, w mojej głowie automatycznie pojawia się ten sam obrazek z gry GTA San Andreas: "Ah sh*t, here we go again".
Zapalnikiem do kolejnej żywiołowej dyskusji okazała się informacja na temat netflixowego serialu "The Witcher: Blood Origin" ( nadchodzącego spin-offu głównej serii) o tym, że postać elfki o imieniu Éile zagra świetna aktorka Jodie Turner-Smith. No bo jak to tak, czarna aktorka grająca Elfkę? Czyżby to: POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA ZABIJA KOLEJNY TYTUŁ, FILM, SERIAL, FRANCZYZĘ! He he, tyle że nie (o czym za chwilę, więc zapnijcie pasy)
Część fanów uznała, że smoki, demony i inne poczwary ze świata fantasy mieszczą się w granicach prawdopodobieństwa, ale Elf o ciemniejszym kolorze skóry, to już fikcja nie do przyjęcia. Zwłaszcza że sam Wiedźmin i wykreowany przez jego twórcę Andrzeja Sapkowskiego świat ma według wielu symbolizować "słowiańskość", gdzie najwięcej tej słowiańskości widać chyba w tym, że wspomniany Wiedźmin całe życie zasuwa na umowie o dzieło w trybie ciągłego standby'u 24/7.
No więc zaczęło się wylewanie swojego niezadowolenia w sekcjach komentarzy, co oczywiście oprócz zwykłego trollingu ma raczej charakter co najwyżej autoterapeutyczny dla samego autora wpisu. No bo hej, z dużym prawdopodobieństwem Netflix nie wstrzyma produkcji, bo Maciek z Kalisza jest oburzony castingiem czarnej aktorki do roli elfa. W tym miejscu pojawił się moderator FB strony streamingowej i na pełnym RIGCZu wyjaśniał co poniektórym malkontentom, którzy zarzekali się, że nigdy w życiu nie widzieli czarnego elfa, że on w życiu nie widział żadnego.
Ciekawostka: ilekroć rozmawiam z kimś o "politycznej poprawności" w kinie lubię powrócić do przykładów filmów sprzed lat, w których biali aktorzy wcielali się postaci o innym kolorze skóry. Pośród wielu takich ról (Kanadyjczyk żydowskiego pochodzenia grający chińskiego terrorystę w pierwszym ekranowym Bondzie "Doktor No", Amerykanka będąca egipską królową w "Kleopatrze") moim faworytem wciąż pozostaje John Wayne - jeden z najbardziej amerykańskich Amerykanów w historii Ameryki - wcielił się w mongolskiego wojownika Czyngis-chana w obrazie "Zdobywca" z 1956 roku.
Oczywiście zawsze wtedy słyszę, że to były inne czasy, co właściwie jest już samą puentą, z czego nie zawsze od razu zdają sobie sprawę. Czasy są inne, ale twórcy filmowi nieprzerwanie modyfikują bohaterów swoich historii, starając się opowiedzieć coś nowego - co oczywiście idzie w parze z marketingowym podejściem Hollywood do wyłapywania społecznych trendów i nastrojów.
Nie inaczej jest i w tym wypadku, ale jeżeli oburza cię fakt, że czarna aktorka ma grać elfkę w spin-offie Wiedźmina, to może (ale nie musi) się to wiązać z tymi poniższymi aspektami (pomijam trolli, bo szkoda na nich czasu):
- Jesteś rasistą i nie lubisz ludzi o innych kolorach skóry. Jeżeli to o tobie, to nic co napiszę, nie zmieni twojego zdania, ale mam nadzieję, że tląca się w tobie nienawiść jak najszybciej ci przejdzie.
- Uważasz, że przez DZISIEJSZĄ poprawność polityczną twórcy filmów i seriali "wciskają" do swoich produkcji ludzi o innych kolorach skóry. Jeżeli to o tobie, to chciałbym przypomnieć, że w prokuratora Harveya Denta (znanego też jako Dwie-Twarze) w filmie "Batman" Tima Burtona wcielił się czarny aktor Billy Dee Williams, chociaż komiksowy odpowiednik postaci był biały. Film swoją premierę miał w 1989 roku, czyli 32 lata temu. W latach 60. w serialowym Batmanie uwodzicielską złodziejkę Kobietę-Kot grała czarna aktorka Eartha Kitt. Dlaczego? Bo była świetna w tej roli.
- Nowa wizja twórców kłóci się z tym, co według ciebie było wcześniej, bo "w życiu nie widziałeś czarnych elfów" - jeżeli jesteś tą osobą, to oddaję głos samemu twórcy Wiedźmina, przytaczając jego wypowiedź, której udzielił na łamach Gazety Wyborczej: Zalecam wyzbycie się megalomanii. Nikogo nie interesują polskie podziały": "W moich książkach, o ile pamiętam, o kolorze skóry zbyt precyzyjnie się nie mówi, toteż adaptatorzy mają tu wielkie pole do popisu, wszystko jest możliwe i dopuszczalne, wszak mogło tak być. W komiksie z moich blond Zerrikanek zrobiły się brunetki, bo artysta miał swobodę twórczą".
Pokochałeś świat Wiedźmina i nowe sposoby jego przedstawiania traktujesz, jak atak na coś ci bliskiego. Hej, rozumiem cię, serio. Chcesz po prostu więcej tego, co już znasz i lubisz, bez większych zmian i ingerencji. Tyle że warto w tym miejscu pamiętać, że w przypadku mainstreamowej popkultury żyjemy w czasach recyklingu. To znaczy tych samych (lub bardzo podobnych), dobrze już znanych i lubianych (see what I did here?) tytułów/motywów - sequeli, prequeli, spin-offów, rebootów itd., gdzie wszyscy marzą o swoich franczyzach. Te zaś, by wciąż istnieć, muszą dodawać nowe elementy do układanki lub zmieniać te, które już są. Amerykańskie komiksy o superbohaterach, które wychodzą nieprzerwanie od końcówki lat 30. pokazały dokładnie, jak to robić. I to właśnie stara się też robić Netflix, przy okazji dając możliwość wyboru dla wszystkich. Nie podobają ci się czarne elfy? Spoko, w świecie fantasy jest pełno tych białych. Ja jednak będę czekał na "The Witcher: Blood Origin". W życiu nie widziałem czarnego elfa, a właśnie sobie uświadomiłem, że bardzo bym chciał.