Trudne relacje Nicolasa Cage’a z memami i tym, jak pomogły mu w nowej roli

2023-09-26

Tekst: Paweł Mączewski

Fot. po lewej: kadr z „Best of Times” (źr. YouTube/David Winters). Po prawej: kadr ze zwiastuna filmu „Dream Scenario” (źr. YouTube/A24).

Strona IMDb,  największa na świecie internetowa baza danych na temat filmów i seriali, podaje, że pierwszą produkcją, w jakiej wystąpił Nicolas Cage był film telewizyjny „Best of Times” z 1986 roku.

W rzeczywistości miał to być pilotażowy odcinek serialu, który jednak nigdy powstał. Co ciekawe, obok debiutującego w nim Cage’a (wtedy aktor jeszcze używał swojego prawdziwego nazwiska – Nicolas Coppola) swój pierwszy występ przed kamerami zaliczył też  Crispin Glover (możecie go kojarzyć z pierwszej części „Powrót do przyszłości” – grał tam przyszłego ojca Marty’ego McFly’a).

Cage miał 15 lat podczas kręcenia tej produkcji. Już w tej krótkiej kompilacji poniżej można dostrzec charakterystyczny aktorski styl grania Cage’a, z jakim kojarzymy go dzisiaj.

Fast forward o 15 lat i Nicolas Cage zdobywa Oscara w kategorii „Najlepsza rola pierwszoplanowa” za film „Zostawić Las Vegas”. Wciela się tam w postać Bena Sandersona, mężczyznę z problemem alkoholowym, który po przyjeździe do miasta hazardu postanawia „zapić się na śmierć”.

Podczas swojej przemowy podziękował m.in. Akademii za pomoc w „zacieraniu linii między sztuką a komercją”. „Wiem, że to nie uchodzi za fajne mówić takie rzeczy, ale ja kocham aktorstwo i mam nadzieję, że będzie więcej chęci dla alternatywnych filmów, gdzie możemy eksperymentować i stać się przyszłością aktorstwa” – powiedział do zgromadzonych gości.

W 2003 roku Cage będzie jeszcze nominowany do tej samej nagrody za główną rolę w „Adaptacji”.  Na tym etapie jego kariery będzie mieć już kilka blockbusterów kina akcji, jak „Twierdza” czy „Bez twarzy”, ale też poważniejsze i znacznie mroczniejsze filmy – „Ciemna strona miasta” Martina Scorsese.

W 2018 roku podczas Sundance Film Festival zdradzi w rozmowie z „Variety”, że pamięta, gdzie posiał swojego Oscara. Na tym etapie jego kariery Nicolas Cage będzie kojarzony już przede wszystkim z memami. 

Warto jednak zaznaczyć, że Cage nie zawsze był fanem memów z jego udziałem. Jak wspomina brytyjski „The Guardian” – aktor miał być bardzo niepocieszony z faktu powstania internetowego trendu „Cage rage”. Chodziło w nim o zmemizowanie scen, w których grana przez niego postać wpada w szał lub zachowuje się w nienaturalny sposób. 

Jedną z ofiar „Cage rage’a” miał być wtedy jeden z jego nowszych filmów – „Mandy”, w którym rozprawia się z okultystyczną sektą motocyklistów. 

„Jestem pewien, że jest to frustrujące dla [reżysera] Panosa [Cosmatosa], który stworzył coś, co uważam za bardzo liryczne i poetyckie dzieło sztuki, a ten Cage rage uderzył w cały jego film… Internet w pewnym sensie wyrządził filmowi niedźwiedzią przysługę” – stwierdził wtedy aktor. 

Warto dodać, że cały film jest niesamowitym doświadczeniem, warto jednak pamiętać, że nie jest to kino dla każdego. Nie brakuje tu bardzo brutalnych scen przemocy i sporego ładunku nihilizmu w opowiadanej historii. 

Status bycia „żywym memem” był już jednak ustanowiony. Sprzyjały temu z pewnością też kiepskie filmy klasy B, w których zaczął grać Cage – nie dlatego, że nagle stracił gust, czy rozeznanie w tym, jaka historia jest warta przeniesienia na ekran. Nie. Nicolas Cage tonął w długach (miało to być nawet kilkanaście milionów dolarów) i pilnie potrzebował pieniędzy. Tak więc grał, bardzo często. 

„Mam na głowie tych wszystkich wierzycieli i Urząd Skarbowy i wydaję 20 tysięcy dolarów miesięcznie, próbując utrzymać moją matkę z dala od szpitala psychiatrycznego i nie jestem w stanie” – tłumaczył w rozmowie z „GQ” opublikowanej w 2022 roku.

Brytyjski dziennik „The Independent” zwrócił uwagę, że w 2011 roku Nicolas Cage pobił swój własny rekord. Można go  było wtedy zobaczyć w pięciu różnych produkcjach: „Polowanie na czarownice”, „Piekielna zemsta”, „Bóg zemsty”, „Anatomia strachu” i „Ghost Rider 2”.

Z całej tej piątki najwyżej oceniania produkcja – „Piekielna zemsta” – ma wynik 47% na Rotten Tomatoes. Najgorzej oceniona natomiast została „Anatomia strachu” – 9%.

„Nie wszystkie z tych filmów się udały. Niektóre z nich były wspaniałe, jak Mandy, ale niektóre się nie sprawdziły. Nigdy jednak nie dałem ciała. Jeżeli istniała jakaś nieprawda o mnie, to właśnie taka, że robię to, bo przestało mi zależeć. Zależało mi” – przyznał Cage w „GQ”, tłumacząc też, że nawet pracując bez przerwy i dostając nawet najgorsze role, starał się znaleźć w nich jakiś potencjał. 

Wszystko wskazuje jednak na to, że Cage pogodził się już zaskakujących fenomenem Cage’a w internecie. Świadczyć o tym może samoświadomość aktora w angażowaniu się w takie projekty, jak np. „Nieznośny ciężar wielkiego talentu”, gdzie zagrał u boku Pedro Pascala samego siebie. Cage pojawił się jako grywalna postać także w grze „Dead by Daylight” survival horrorze z asymetrycznym trybem rozgrywki wieloosobowej. Tak, Cage dobrze wie o memicznej sile Cage’a i korzysta z tego.

To jednak nie wszystko. 

Jak podaje „Global News”, kanadyjski serwis informacyjny: „Nicolas Cage twierdzi, że jego własne doświadczenie bycia tematem internetowych memów pomogło mu przygotować się do najnowszej roli”. Mowa o nowym intrygującym obrazie z Cage’em w roli głównej „Dream Scenario”.

„Życie pewnego nieszczęśliwego, ale rodzinnego mężczyzny wywraca się do góry nogami, gdy miliony nieznajomych mu ludzi nagle zaczyna widzieć go w swoich snach. W chwili, gdy sny z jego udziałem zaczynają zmieniać się w koszmary, Paul będzie zmuszony poradzić sobie z tą nowo odkrytą sławą” – można przeczytać w opisie filmu na IMBd.

Reżyserem filmu jest Kristoffer Borgli, który przyznał, że życiowe doświadczenia Nica z bycia memem bardzo pomogły w „ożywieniu” głównego bohatera tej historii. 

„Główną inspiracją jest tu po prostu nasza obecna kultura i to, jak ludzie mogą stać się niesamowicie sławni dzięki najgłupszym i najdziwniejszym rzeczom, nawet nie próbując. Myślałem o przypadkowym zdobyciu sławy, a to wydawało się filmową i mistyczną wersją czegoś tego” – stwierdził Borgli, cytowany przez „Global News”.

Czyli chcecie mi powiedzieć, że niegdysiejsze memy z Nicolasem Cage’em, których celem było nas rozbawić, stały się budulcem pod kinową historię… o nas samych? Myślę, że na tym właśnie polega istota memów.