Superman z Warszawy — As! Poznaj historię największego polskiego superbohatera z czasów PRL

2020-03-27

Tekst i ilustracja: Paweł Mączewski

 

„To alkohol! Największa trucizna!” — oburzał się AS, kopiąc stół, na którym stała butelka. Innym razem pouczał o przestrzeganiu przepisów BHP w miejscu pracy (zwłaszcza na kolei!). A znajdywał też czas, by ratować Warszawę przed bezwzględnie inteligentnym szalonym naukowcem, chcącym ukraść ze stolicy.... całą wodę.

 

Jeżeli Superman to kosmiczny szeryf (ej, bo tym tak naprawdę jest) i harcerzyk w niebieskim trykocie (jak nieraz określały go osoby szydzące z jego poczciwości) — tak As, superbohater z polskim rodowodem jest milicjantem i zastępowym.

As to oczywiście główny (super) bohater „Hydrozagadki”, filmu w reżyserii Andrzeja Kondratiuka z 1971 roku. Natomiast zestawienie tego herosa z Człowiekiem ze stali nie jest przypadkowe. Wszakże postać grana przez Józefa Nowaka była stylizowana na Supermana, tyle że takiego naszego, polskiego — będąc przy tym świadomą autoparodią oryginału, jak i udaną próbą wyśmiania socjalistycznej rzeczywistości. 

Tak więc Jan Wilczak to warszawski odpowiednik Clarka Kenta. Na co dzień pracuje jako kreślarz w biurze projektowym, czyli jest przedstawicielem tzw. inteligencji ludowej. Podobnie, jak amerykański heros z Metropolis, Wilczak ukrywa swoje super alter ego za pomocą… okularów. Ich zdjęcie z twarzy automatycznie kamufluje jego tożsamość. Tak jak dzieje się to w przypadku Supermana. 

A może to po prostu zasługa jego obcisłego stroju z literką „A” w kółeczku na piersi, które odwraca uwagę od facjaty herosa? To nieistotne, bo gdy As działa, robi to w służbie dobra i porządku, sypiąc przy tym skostniałymi formułkami, których nie powstydziłby się żaden prawy obywatel ówczesnej epoki… czy też siewca socjalistycznej propagandy. W sieci nietrudno znaleźć sceny, które stały się już kultowe.

„To alkohol! Największa trucizna!” — krzyczy As, dowiadując się, że stoi przed nim na stole butelka „oranżady bez bąbelków”. Chwilę później stół dostaje kopa i leci w stronę ściany. Innym razem nakrywa pracownika kolei śpiącego na służbie: „Proszę się obudzić! Niech pan wstanie! Budzę pana!” — na co dróżnik (grany przez Jerzego Turka) zaczyna cytować Hamleta: „Niech ryczy z bólu ranny łoś, Zwierz zdrów przebiega knieje. Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, To są zwyczajne dzieje”. As chwali mężczyznę, że lubi Szekspira, ale wciąż daje mu reprymendę: „Ważne jest przestrzeganie przepisów BHP, zwłaszcza na kolei!”. I w tym właśnie tkwi sedno wspaniałości tego filmu: oprócz Asa wszyscy ukazani są tu w krzywym zwierciadle, jak gdybyśmy naprawdę zajrzeli do świata rodem z amerykańskich komiksów z lat 40., 50. i 60., gdy postaci z kadrów wymawiali odrealnione kwestie, tłumaczyli na głos, co w danej chwili robią itd. Tyle że tutaj podano to jeszcze ze sporą dawką absurdu i autoironii, co dało życie nieśmiertelnym cytatom, które weszły już do potocznego obiegu, jak np.: „Pijam tylko Ballantine'a, palę Winstony”, czy „Zdejm kapelusz”. 

Jednak każdy superbohater musi stawić czoła super-zagrożeniu, by udowodnić swoją wartość. I tu właśnie pojawia się „bezwzględnie inteligentny” (jak sam o sobie lubi mówić) Doktor Plama (grany przez Zdzisława Maklakiewicza), który razem z księciem maharadżą Kaburu (Roman Kłosowski) planują wykraść w trakcie upalnego lata całą wodę z Warszawy. Włączając w to także Wisłę! Zniknięcie H2O z kranów tłumaczy tytuł filmu „Hydrozagadka”

Co za diabły! 

 

Co gorsza antagoniści to nie tylko szaleni kryminaliści — Doktor Plama wyraźnie sympatyzuje z zachodnimi wartościami i wrogim socjalizmowi sposobem życia, a książę maharadża Kaburu… jest obcokrajowcem.

Na szczęście w walce ze złem Asowi przydają się jego super moce: super siła, umiejętność latania (co przedstawione na ekranie wygląda przekomicznie) oraz pogoda ducha i pewność zwycięstwa (myślę, że w Polsce coś takiego powinno już uchodzić za super moc). 

To, co jednak najbardziej działa w „Hydrozagdace”, to właśnie zawarty w niej humor. Czarny, absurdalny, wspaniały. To dzięki tym elementom wciąż chce się wracać do polskiego Asa, który wbrew amerykańskim superbohaterom chcącym teraz, by traktowano ich poważnie — od samego początku wiedział dobrze, że to wszystko jeden wielki żart.

Jako ciekawostkę dodam, że w latach 70. w Stanach powstał też komiks autorstwa Jacka Kiryby’ego (współtwórcy najsłynniejszych herosów Marvela) O.M.A.C — One man Army Corpse,  gdzie tytułowy bohater też musiał zmierzyć się z szalonym naukowcem, chcącym wziąć za zakładnika… całą wodę na Ziemi. Złoczyńca nazywał się Doktor Skuba, a komiks ukazał się w 1975 roku. Kto wie, może Jack Kirby też oglądał film o Asie z Warszawy?


Możesz śledzić autora na jego profilu na Facebooku

Na IG autora znajdziesz więcej jego ilustracji