Śmiejesz się i żartujesz, gdy spotyka cię coś złego? Nauka dowodzi, że to dla ciebie dobre

2023-08-23

Autor: Paweł Mączewski

Fot. Flickr/Virginie Moerenhout / UploadWizard/Juliescribbles

Czy można żartować ze wszystkiego, czy może pewne tematy powinny być nietykalne? W dobie „poprawności politycznej” – określenia, którego tak bardzo nie lubią niektóre osoby, a które w rzeczywistości odnosi się do zmian zmieniającej się na przestrzeni pokoleń wrażliwości społecznej – temat wydaje się bardzo aktualny. Podobnie jak pytanie, jak i czy żartować w czasach, które dla wielu osób kojarzą się głównie ze słowem „kryzys”? Niezależnie od tego, czym jest ten kryzys – wiadomo, dla każdego to coś innego. 

Jeżeli to czytasz, to znaczy, że masz za sobą m.in. pandemię, wybuch wojny i galopującą inflację. Umówmy się, że przy takich high peakach ostatnich lat, każdy ma prawo poczuć się momentami chociaż trochę gorzej. To normalne. Pytanie, czy na miejscu jest szukać w tej sytuacji śmiechu. 

Okazuje się, że jak najbardziej tak. 

„To jest zupełnie naturalna reakcja, jeden z mechanizmów obronnych, które człowiek w sobie wykształcił. Na przestrzeni wieków obserwujemy, że w każdych warunkach, i przy każdej tragedii, pojawia się humor. Humor był w Auschwitz, był w reżimie komunistycznym, humor jest w więzieniach, jest w czasie okupacji, czy kolonizacji jakiegoś kraju” – tłumaczy doktor Maria Kmita, humorolożka i śmiechoterapeutka z Wrocławia na łamach Gazety Wrocławskiej, nawiązując do korzystania z poczucia humoru w trakcie trwającej wojny w Ukrainie.

O tym, jak bardzo potrzebujemy humoru w czasach, gdy jesteśmy narażeni na stres i smutek, zauważa także Naomi Bagdonas, jedna z autorek książki „Koniec żartu można się śmiać”

Bagdonas została zapytana w 2020 roku przez brytyjski dziennik „The Guardian”, czy w dobie pandemii, osobistych tragedii tysięcy ludzi i niepewności o przyszłość, wciąż wypada nam sobie żartować. 

„Niektórzy uważają, że to zbyt poważny czas na śmiech. Ale właśnie wtedy potrzebujemy humoru bardziej niż kiedykolwiek. Wraz z globalną pandemią, przejściem na pracę zdalną, samotnością i gwałtownym wzrostem depresji, wielu z nas nigdy nie czuło się tak odłączonych. Kiedy śmiejemy się z kimś - czy to przez ekran, czy 2 metry od siebie - otrzymujemy koktajl hormonów, który wzmacnia nasze więzi emocjonalne w sposób, który w innym przypadku nie byłby możliwy. Badania pokazują, że czyni nas to bardziej odpornymi, kreatywnymi i zaradnymi” – stwierdziła wtedy Bagdonas. 

„The Guardian” przytoczył też informacje zawarte we wspomnianej książce „Koniec żartu można się śmiać”. Zauważono, że śmiech wyzwala „hormony szczęścia”, tłumiąc przy tym kortyzol – hormon stresu. 

 „Jedno z trwających 15 lat badań przeprowadzonych w Norwegii na próbie ponad 50 000 osób wykazało, że osoby z większym poczuciem humoru żyły dłużej niż osoby, które przejawiały go mniej” – czytamy w tekście „You’ve got to laugh: why a sense of humour helps in dark times” autorstwa Anny Moore.

To mi przypomina „pandemiczne memy” (z czasem tak zacząłem określać te krążące po sieci żarty, które dotyczyły COVID-19), jakie moi znajomi wysyłali sobie w trakcie obostrzeń. Niektóre z nich rzeczywiście poprawiały mi humor, wywoływały uśmiech na twarzy w chwilach, kiedy wszystko stawało się super mroczne. To niesamowicie ważne, bo nasze koncentrowanie się na takim mroku może skutkować jedynie pogorszeniem takiej sytuacji. 

„Nauka pokazuje, że rozpamiętywanie zmartwień, rozczarowań i strat tylko potęguje nieprzyjemne uczucia. To, na czym się skupiasz, rozwija się; zwracanie uwagi na to, czego brakuje, tylko utrzymuje cię w poczuciu straty” – zauważył dr Bryan Robinson, psychoterapeuta i emerytowany profesor Uniwersytetu Północnej Karoliny w Charlotte.

Paradoksalnie jednak to nie znaczy, że osoby, które poświęcają swój czas na rozbawianie innych, są wolne od przygnębiających myśli i momentów zwątpienia. 

Doskonałym tego przykładem jest słynny aktor i komik Jim Carrey, który głośno poruszał temat depresji. 

„Ludzie cały czas mówią o depresji. Różnica między depresją a smutkiem polega na tym, że smutek wynika po prostu z przypadku - cokolwiek się wydarzyło lub nie wydarzyło, żalu lub czegokolwiek innego. Depresja jest wtedy, kiedy twoje ciało mówi ci: Pie*dol się, nie chcę już być tą postacią, nie chcę utrzymywać tego awatara, który stworzyłeś na świecie. To dla mnie za dużo" – stwierdził aktor cytowany przez serwis naTemat. 

„Słowo ‚depresja’ należy rozumieć jako ‚głęboki odpoczynek’ (z j. ang. "depressed"/"deep rest" – przyp. aut) . Twoje ciało musi być przygnębione, gdy potrzebuje głębokiego odpoczynku od postaci, którą próbowałeś odegrać – skwitował wtedy Carrey.

Wśród komików nie brakuje przypadków, gdzie w parze z ich niesamowitą umiejętnością rozbawiania innych, często byli oni wewnętrznie zanurzeni we własnym smutku. 

Po tym, jak w 2014 roku amerykański aktor Robin Williams odebrał sobie życie (wcześniej zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona) serwis informacyjny BBC News przypomniał też historię innych komików, z których część cierpiała w swoim życiu na depresję lub z jej powodu odebrała sobie życie. 

Przytoczono wtedy wyniki badań Uniwersytetu Oksfordzkiego nad cechami psychologicznymi komików (bazując na analizie 523 wypełnionych wcześniej kwestionariuszach przez komików i komiczki z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Australii).

„Odkryliśmy, że komicy mieli dość nietypowy profil osobowości, który wykazywał sprzeczność. Z jednej strony okazywali się oni raczej introwertyczni, depresyjni, można powiedzieć, że raczej schizoidalni. Z drugiej strony byli też ekstrawertyczni i maniakalni” – zauważył profesor Gordon Claridge z Wydziału Psychologii Eksperymentalnej Uniwersytetu Oksfordzkiego

Uczony dodał wtedy, że istnieje prawdopodobieństwo, że chociaż nie dotyczyło to wszystkich komików, to „komedia - czyli ta ekstrawertyczna strona - może być sposobem na radzenie sobie z depresyjną stroną”. 

Warto o tym pamiętać, nawet gdy nie jesteśmy żadnymi komikami. Tylko czasem po prostu czujemy się gorzej. 

Paweł Mączewski