RETRO-SEKCJA #4: Poznajcie historię jednej z najlepszych kreskówek lat 90. oraz filmu o Batmanie, który rozdawano w Polsce… za kupony z opakowań po margarynie

2020-08-10

Autor: Paweł Mączewski

Pierwszy odcinek animacji „Batman: The Animated Series” został wyemitowany w Stanach 5 września 1992 roku, czyli za niecały miesiąc serial będzie obchodził swoje 28 urodziny. Od samego początku było wiadomo, że to było coś wyjątkowego. Już samo jej intro przełamywało schemat, bo  samo w sobie było mini-historyjką. Widzimy w niej Gotham City, jest noc, dwóch podejrzanych typków kręci się przy wejściu do banku, kiedy nagle dochodzi do jego eksplozji. Mężczyźni czym prędzej uciekają z miejsca zdarzenia, a w tym samym czasie gdzie indziej z Jaskini Nietoperza wyjeżdża Batmobil…

Dlaczego ci mężczyźni wysadzili bank? Czy była to kradzież, sabotaż, za duże oprocentowanie, a może jakaś forma protestu wymierzonego w tę finansową instytucję? No i skąd Batman wiedział o tej eksplozji, czy to był jego bank? Bat-bank? To nieważne! Kilkuletni ja — oglądający wtedy to wszystko jak zahipnotyzowany — nie zastanawiał się nad takimi niuansami. Zwłaszcza że w tym momencie Mroczny Rycerz lał się już na dachu budynku. Chwilę później obwiesie byli związani i pozostawieni policji, a na szczycie wieżowca, wysoko nad nimi stał nasz bohater — gotowy, by strzec swojego miasta (i wszystkich jego banków).

Zwróćcie uwagę, że w tym intro nie pojawia się nazwa kreskówki, a dopiero tytuły odcinków. Najwyraźniej nie było potrzeby dodawać samej nazwy. Wszakże byliśmy już w Gotham City, a w Gotham City wszyscy wiedzą o Batmanie.

„Batman: The Animated Series” swoją polską premierę miał 18 czerwca 1993 roku. Pamiętam dobrze, że gnałem po szkole do domu, by zdążyć na emisję kolejnych odcinków. Jakoś wtedy też na dobre wsiąkłem w kolekcjonowanie komiksów, wydawanych wtedy u nas przez TM-Semic (zeszyty z przygodami amerykańskich superbohaterów można było dostać w ulicznych kioskach, gdzie leżały na wystawach pośród kolorowych gazet, krzyżówek i pism pornograficznych). 

Pierwszy odcinek tego serialu nosił tytuł „On Leather Wings” i cofał nas do samych początków działalności zamaskowanego mściciela z Gotham City, gdy on sam dla wielu był jeszcze jedynie uliczną legendą, plotką przekazywaną w zadymionych barach i ciemnych zaułkach, a policja polowała na herosa z taką samą zawziętością, co na innych kryminalistów. 

I to właśnie w tej chwili w mieście pojawia się coś, co też przypomina nietoperza… i atakuje ludzi. Podejrzenia oczywiście padają na naszego bohatera, który nie tylko musi wyjaśnić tę zagadkę, ale także oczyścić się ze stawianych mu zarzutów. To był pierwszy i ostatni raz, gdy w telewizyjnej wersji tej serii pokazano zakrwawionego Batmana. 

Serial, chociaż w teorii dedykowany najmłodszym, w rzeczywistości nie bał się poruszać mocniejszych tematów, które wciągałyby też starszych odbiorców — jak chociażby odcinek, w którym Batman wpada na trop zwyrodnialca trzymającego sektę dzieci w podmiejskich kanałach („Underdwellers”). W historii zatytułowanej „The Forgotten” poruszano wątek porywania ludzi i współczesnego niewolnictwa. Natomiast w „See No Evil” wysunięto na pierwszy plan kwestie toksycznego rodzicielstwa prowadzącego do domowej przemocy. Czy też nieco późniejszy odcinek zdradzający dużo już samym tytułem… „The Man Who Killed Batman”. Polecam zerknąć na fantastyczne prace, jakie wykonał artysta George Caltsoudas, inspirując się poszczególnymi epizodami „Batman Animated Series”.

Twórcy dostali dużo swobody, bazując też na ogromnym sukcesie filmu „Batman” Tima Burtona z 1989 roku. Osobami, którym powierzono stworzenie tej animacji byli Eric Radomski oraz Bruce Timm. To oni nadali ton całości, celowo nawiązując estetyką do innej — ważnej, aczkolwiek w Polsce mniej znanej — kreskówki z lat 40. „Superman”, wyprodukowanej dla Paramount Pictures przez wytwórnię Fleischer Studios (ciekawostka: osobą odpowiedzialną za tę serię 8-minutowych  odcinków o „Człowieku ze stali” był współwłaściciel firmy, pochodzący z Krakowa reżyser, i producent filmowy Max Fleischer). 

Panowie Eric Radomski oraz Bruce Timm postanowili stworzyć na pod swoją historię alternatywną wersję świata, który  pomimo futurystycznych akcentów swoją estetyką miał nawiązywać do lat 30. ubiegłego wieku. Dotyczyło to sposobu ubierania się mieszkańców Gotham, technologii i środków komunikacji, ale przede wszystkim samego miasta, osadzonego architektonicznie w stylistyce Art déco, co w przypadku Gotham City nazywano… „Dark déco”. Natomiast tak wyglądała (link poniżej) pierwsza próba obu panów przeniesienia historii Mrocznego Rycerza do świata animacji — był to ich pilot testowy późniejszego serialu. Z pewnością zauważycie sporo podobieństw do wspomnianego wcześniej intro finalnej wersji kreskówki. 

Jednak zaproszeni do współpracy scenarzyści nie odtwarzali już znanych historii z komiksów, ale też dobudowywali do nich zupełnie nowe, zaskakująco dobre elementy, które z czasem stały się częścią kanonu. Tak było w przypadku genezy przestępcy o pseudonimie „Mr. Freeze”, naukowcy, który chciał za wszelką cenę ratować swoją śmiertelnie chorą żonę, szukając dla niej leku, jednak sam uległ strasznemu wypadkowi spowodowanemu przez jego pracodawcę. To w tym odcinku swojego głosu po raz pierwszy użyczył Mark Hamill (wcielił się we wspomnianego pracodawcę), by później już na zawsze dać głos Jokerowi. To także w tej serii po raz pierwszy poznaliśmy postać Harley Quinn, życiowej partnerki zielonowłosego klauna psychopaty, z którym tworzyła dysfunkcyjny związek pełen miłosnych uniesień i przemocy. Za obie te historie odpowiadał Paul Dini, siła napędowa wielu z najciekawszych i najbardziej przejmujących przygód z Nietoperzem. 

Bohater musiał mieć jeszcze odpowiedni głos, którym potrafiłby tak modulować, by pasował do mrocznego alter ego Bruce’a Wayne’a, oficjalnie miliardera i lekkoducha. Idealnym kandydatem stał się amerykański aktor Kevin Conroy. 

I w tym miejscu przechodzimy do jednego z najlepszych filmów o Mrocznym Rycerzu z 1993 roku. Skala sukcesu animacji przyczyniła się do stworzenia pełnometrażowej produkcji zatytułowanej „Batman: Mask of the Phantasm” (w polskim tłumaczeniu „Batman: Maska Batmana”). 

Za scenariusz do historii odpowiadały aż cztery osoby, mimo to, całość ogląda się płynnie oraz… fantastycznie (pun intended). Chronologicznie cofamy się tu w okolice pierwszego serialowego odcinka, gdy Batman ma na pieńku nie tylko z kryminalistami, ale także z policją. Na tych pierwszych pada blady strach, ponieważ ktoś przypominający zjawę morduje kolejno mafijnych bossów (zgadza się, tutaj twórcy mogli pójść już na całość — jest krew, jest śmierć, jest mroczniej, niż w telewizyjnym show). Poznajmy dawną miłość Bruce’a Wayne’a, kobietę, której chciał się oświadczyć i porzucić drogę zemsty, jaką przysiągł wszystkim przestępcom, gdy w ciemnym zaułku zabito mu rodziców. Oczywiście pojawia się tu też Joker, nemezis naszego bohatera, ale nie jest to postać centralna — co paradoksalnie jedynie wzmacnia jego występ, pokaz szaleństwa, które pozostanie w waszej pamięci na zawsze (sprawdzone info). 

To, co jednak robiło tu największą robotę, to możliwość opowiedzenia historii postaci Bruce’a Wayne’a w sposób, w jaki nie można było tego zrobić w telewizyjnej wersji — pokazując mało znaną historię tego, jak główny bohater próbował wrócić do normalności, zaznać szczęścia u boku drugiej osoby. Los jednak chciał inaczej. Pomimo upływu lat „Batman: Mask of the Phantasm” to wciąż kawał solidnej rozrywki i ciekawa historia — koniecznie do sprawdzenia przez każdego fana i fankę tej postaci. „Heroic stuff!” – oceniał ten film EMPIRE. „It's quite possibly the greatest Batman movie ever” – pisał IGN. „Pamiętam, jak kiedyś zdobyłem ten film w promocji jakiejś (już nie pamiętam jakiej) margaryny” – wspominał użytkownik Filmwebu o pseudonimie Margaryna. I rzeczywiście — oprócz kilku innych produkcji, film można było wygrać w akcji promocyjnej „Filmowa promocja Ramy”.

Oczywiście serial i wspomniany film były ogromnym sukcesem. Powstała cała linia zabawek bazujących na animowanej wersji przygód Batmana (stale powstają nowe serie), a wydawnictwo DC Comics zdecydowało się na publikacje komiksów, zapraszając do współpracy także twórców animacji, pozwalając im na dalszą ekspansję świata Mrocznego Rycerza.