„RETRO-SEKCJA #3: Witajcie w Akademii Policyjnej, żółtodzioby!
2020-07-20
TEKST: Paweł Mączewski
Kto chciałby zostać policjantem? Na pewno chcieli tego bohaterowie komedii z 1984 roku pełnej gagów i absurdalnego humoru pod tytułem „Akademia Policyjna” — filmu, który zapoczątkował wieloletnią serię, aż ta (przynajmniej, zanim jej ktoś znów nie wskrzesi) wyzionęła ducha. Jak to wszystko zaczęło? W trzeciej odsłonie RETRO-SEKCJI wracamy do Akademii i sprawdźmy, jak zestarzała się z biegiem lat.
TUTAJ przeczytasz część pierwszą: o „Zabójczej broni”.
TUTAJ przeczytasz część drugą: o filmie „Matrix”.
„Nowi policyjni rekruci. Wyzywaj ich od bumelantów, wyzywaj ich od kretynów, wyzywaj od obrzydliwych, tylko nie wzywaj ich, kiedy będziesz miał kłopoty” — to cytat z plakatu promującego pierwszy film z 1984 roku. Sporo tu przykrych słów, prawda? Miały one dość jasno dać nam do zrozumienia: będziemy mieć do czynienia z grupą dość — nazwijmy to — „nietuzinkowych” osobowości. Sam jednak nigdy nie zwyzywałbym żadnego z bohaterów czy bohaterek „Akademii Policyjnej”. Po pierwsze: ciężko ich nie lubić. Po drugie, wyzywanie ludzi jest niefajne. Pamiętajcie o tym.
Kim więc są bohaterowie „Akademii Policyjnej”? To mieszanina dziwaków, wyluzowanych ziomków i fajtłap, ludzi nieśmiałych i delikatnych oraz osób nieco zagubionych, szukających swojego miejsca i celu. Nie brzmi jak materiał na twardego stróża prawda, co nie? To też (już później) funkcjonariusze policji, którzy próbując udaremnić napad na sklep, najpewniej wysadzą go przez pomyłkę w powietrze, a pilnując ruchu na skrzyżowaniu, będą bawić się ze swoim policyjnym psem w aportowanie piłki. No bo co złego może się wydarzyć? Takie to osoby właśnie. Idealny materiał na nie-policjantów. Idealny materiał na bohaterów komedii.
Osobą odpowiedzialną za taki pomysł, był producent „Akademii Policyjnej” Paul Maslansky, który będąc akurat na planie innego filmu — „The Right Stuff” (w Polsce znany pod nazwą „Pierwszy krok w kosmos”), zauważył parkujący nieopodal autobus policyjny, z którego wysiadła grupa młodych ludzi, mająca pomóc w kontrolowaniu ulicznego ruchu.
Maslansky zwrócił uwagę na to, jak bardzo są oni zróżnicowani — kobiety, mężczyźni, wysokie osoby, niskie, biali, czarni, Azjaci. To wydało mu się na tyle zabawne, że zapytał będącego też na miejscu funkcjonariusza, kim są ci ludzie. Usłyszał, że to policyjni kadeci, którzy trafią do Akademii… ale po trzech tygodniach będzie można się ich pozbyć. To właśnie wtedy Kaufman wpadł na pomysł historii, w której główni bohaterowie NIE CHCĄ (lub nie mogą) być wyrzuceni z Akademii — pomimo swoich braków, czy też odstawania od odgórnie przyjętych norm. Maslansky jeszcze tego samego dnia napisał dwustronicowy draft historii. To był początek mającej trwać wiele lat historii o przygodach policjantów trochę-z-przypadku, którzy jakimś cudem zawsze na końcu ratują dzień.
Zgrywusy z odznaką
Już na samym wstępie filmu dowiadujemy się, że nowo wybrany burmistrz ogłosiła zmianę w trybie przyjmowania do Policji, wedle której „wzrost, płeć i wykształcenie miały nie decydować o naborze do miejskiej Akademii Policyjnej”. Konsekwencją tego setki osób, które wcześniej nie myślało o karierze policjanta, zgłosiło swoją kandydaturę. „Sama Policja była przerażona”. To informacje, których dowiadujemy się już na samym wstępie filmu, co tworzy stup do przedstawienia postaci.
Głównym bohaterem i jednocześnie nieoficjalnym liderem całej drużyny nowo przyjętych kadetów jest niejaki Carey Mahoney (w tej roli Steve Guttenberg), zgrywus, podrywacz, szpaner i lekkoduch, który po kolejnym wykroczeniu (pracując na parkingu, zaparkował nieuprzejmemu klientowi samochód w poprzek) dostaje ultimatum: albo pójdzie do Akademii Policyjnej, albo pójdzie do paki. Mahoney niechętnie, ale przystaje na ten układ, mając nadzieję, że narobi tyle zamieszania, że wywalą go z Akademii jeszcze przed Teleexpressem. Jako ciekawostkę dodam, że do roli przymierzali się Bruce Willis oraz Michael Keaton.
Niespodziewanie jego najlepszym kumplem okazuje się niejaki Larvell Jones (Michael Winslow), czarny koleżka obdarzony niesamowitym talentem w imitowaniu różnych dźwięków i głosów, a jak się okaże w późniejszych częściach — także mistrz sztuk walki z dalekiego Wschodu, dubbingujący swój własny głos lektorem z Zachodu. Skomplikowane? Niespecjalnie. Przynajmniej po obejrzeniu drugiej części filmu. Jako ciekawostkę dodam, że rola dla Winslowa została napisana na samym końcu, po tym, jak Maslansky zobaczył jego występ na żywo.
Obu panom towarzyszyła cała gromada barwnych postaci: Tackleberry (David Graf), który naoglądał się w życiu zbyt wielu filmów wojennych, dwumetrowy ogrodnik Hightower (naprawdę były futbolista Bubba Smith) oraz jego przyjaciółka, drobniutka Hooks Marion (Ramsey), która zazwyczaj posługiwała się cichym i piskliwym głosikiem, ale kiedy sytuacja tego wymagała, potrafiła ryknąć i ustawić do pionu. Fackler (Bruce Mahler) — żywy pech na dwóch nogach oraz Karen (Kim Cattrall) — obiekt westchnień Mahoneya, dziewczyna z wyższych sfer, która rzeczywiście pragnęła zostać policjantką.
Byli oczywiście też już zawodowi policjanci: instruktorka samoobrony Cattrall (Karen Thompson), porucznik Harris (G.W. Bailey) — jeden z głównych antagonistów całej serii, który o niczym bardziej nie marzył, niż o uprzykrzeniu życia kadetów, no i oczywiście komendant Lassard (George Gaynes) — swoisty senior-opiekun tej zwariowanej policyjnej familii.
Oczywiście bohaterów i bohaterek było znacznie więcej i niektórych z nich wspomnę jeszcze w dalszej części tego tekstu, natomiast w pierwszej kolejności chciałem uściślić trzon drużyny, której członkowie jeszcze niejednokrotnie pojawiali się w serii.
Wezwać posiłki
Po raz pierwszy „Akademię Policyjną” zobaczyłem na już mocno zjechanej kasecie VHS, kiedy miałem prawdopodobnie jakieś 10 lat. Od razu obejrzałem dwie części, gdzie w sequelu nasi bohaterowie dostają swoje pierwsze oficjalne zadanie, jakim jest oczyszczenie dzielnicy z panoszących się tam punków (punki w latach 80. w amerykańskim kinie rozrywkowym były największą plagą miejskich ulic). To także w drugiej części mogliśmy poznać dwie nowe, bardzo wyraziste postaci — przerażonego wszystkim sklepikarza Sweetchucka (Tim Kazurinsky) oraz szefa ulicznego gangu, niezrównoważonego, stale krzyczącego punka o ksywie Zed (fantastyczny Bobcat Goldthwait). Jak bardzo krzyczącego? Znalazłem fragment dawnego występu tego aktora, w którym… zostawiono sam krzyk. No mnie to na przykład bawi.
To w jednej ze scen „Policyjnej Akademii” pierwszy raz w życiu zobaczyłem „klub dla gejów” nazywający się „Błękitna ostryga”. Czy raczej pewną wizję tego rodzaju klubów, do którego wchodzi dwóch nieświadomych charakteru tego miejsca antagonistów i zostają oni porwani do tańca na środek parkietu. Bawiła mnie wtedy, a teraz… wciąż bawi.
To jedna z części „Akademii…” (bodajże czwarta) pokazała mi pierwszych skate’ów pomykających przez nocne miasto na deskach. Przypominam, że to były lata 90. Fun fact: w tej scenie miał wystąpić młodziutki Tony Hawk, ale ostatecznie został z niej wycięty, chociaż pojawia się w napisach końcowych.
To w „Akademii Policyjnej” zobaczyłem, że można uprawiać stosunek oralny i jednocześnie prowadzić prezentacje w sali pełnej ludzi. No ale trzeba być przy tym policjantem.
Ludzie w mundurach
Po odświeżeniu sobie „Akademii…” stwierdzam, że sporo zawartego tu humoru wciąż się broni — mam tu jednak na myśli przede wszystkim dwie pierwsze części, które wzajemnie się dopełniają i eksploatują udany pomysł tak bardzo, że wszystko, co powstało później, było już jedynie jakąś formą powtórki i recyklingu wcześniej użytych tropów. Natomiast późniejsze odsłony serii powędrowały już w mocno niestrawną autoparodię oraz infantylne gagi i pomyłki. Co ciekawe miejscami ten humor przypominał takie proto-żarty, które do perfekcji doprowadził Adam Sandler i koledzy w pojawiających się komediach na Netfliksie. Sam nie wiem, czy to komplement.
Jak więc „Akademia Policyjna” radzi sobie w 2020 roku, blisko 40 lat od premiery pierwszej części, gdy społeczna wrażliwość była nieco inna? Moim zdaniem… całkiem nieźle. Oczywiście można się spierać o jakość samych żartów, ale w filmie, ale bohaterowie są dość zróżnicowani etnicznie, występują tu silne kobiety, umiejące prać tyłki przestępom, a poruszony wątek mniejszości seksualnych jest podany w lekki i humorystyczny sposób.
Pierwsza „Akademia Policyjna” miała budżet 4,5 miliona dolarów (BTW wiedzieliście o tym, że budynek filmowej Akademii był w rzeczywistości opuszczonym zakładem psychiatrycznym?) i zarobił dwu krotność tej kwoty w sam weekend otwarcia. Co więc przekonało widzów do Akademii? Kurczę, nie wiem, trzeba by ich zapytać. Wiem, co mnie do niej przekonuje — uniwersalna opowieść o pokonywaniu swoich słabości, znajdywaniu samego siebie w świecie i tworzenie zażyłych więzi z innymi ludźmi, którzy stają się naszymi przyjaciółmi. „Akademia Policyjna” naśmiewała się ze służb mundurowych, jednocześnie ukazując bardziej ludzką twarz funkcjonariuszy, ludzi w mundurach. I mam wrażenie, że ta seria zrobiła więcej dobrego dla wizerunku Policji, niż niejedna kampania ocieplająca wizerunek.
Możesz śledzić autora na jego profilu na Facebooku.