RETRO-SEKCJA #2: „Łyżka nie istnieje” — sprawdzamy, jak zestarzał się Matrix. Na VHS!
2020-06-29
Tekst: Paweł Mączewski
Nigdy nie zapomnę widoku pięciu czy sześciu młodych kolesi idących ulicami centrum Warszawy, ubranych na czarno w płaszczach i czarnych okularach przeciwsłonecznych (chociaż był już późny wieczór). Na oko mieli jakieś 22 lata, maksymalnie. To był maj 2003 roku. Skąd to wiem? Bo wtedy właśnie swoją polską kinową premierę miał „Matrix Reaktywacja” — bezpośrednia kontynuacja jednego z najważniejszych filmów w historii science-fiction i największego dzieła (wtedy jeszcze braci) Wachowskich, jakim niewątpliwie jest „Matrix”.
Jak już wspomniałem we wstępie, obraz ten nie tylko spopularyzował czarne okulary przeciwsłoneczne, sceny walki w zwolnionym tempie (bullet-time!) no i opowiedział historię o tym, że wszyscy żyjemy iluzją, bo w rzeczywistości jesteśmy niewolnikami. Ale spokojnie bo gdzieś tam jest Neo (czyli „The One”). Tak więc, jeżeli ci chłopcy, których widziałem wtedy na ulicy, byli wybrańcami, którzy przybyli, żeby wyzwolić nas z zimnych objęć maszyn — to chyba im się nie udało.
Pierwszy „Matrix” wszedł do kin 31 marca 1999 roku. Pięć lat przed aktywacją największej platformy społecznościowej, której staliśmy się dobrowolną częścią — Facebooka. Natomiast w sierpniu minie 21 lat od polskiej premiery „Matrixa”. Ciężko uwierzyć, że minęło już tak wiele czasu.
W drugim odcinku RETRO-SEKCJI (pierwszą możecie przeczytać TUTAJ) sprawdzam, jak dzisiaj ogląda się tę futurystyczną wizję świata — zwłaszcza na kasecie VHS (czyli nośniku, który w momencie premiery przechodził już do lamusa jako relikt przeszłości), którą dostałem kiedyś w prezencie i czekała na swój czas. Ten czas właśnie nadszedł. A więc zaczynajmy.
Czym jest Matrix?
To pytanie stawiał już w zwiastunie filmu już sam Morfeusz (Laurence Fishburne), nauczyciel Neo, by dodać: „musisz zobaczyć to na własne oczy”. No więc najprościej rzecz ujmując: Matrix to iluzja, świat wykreowany przez algorytmy byśmy my — ludzie — w rzeczywistości byli źródłem energii dla maszyn i ich mechanicznego świata. Konstrukt społeczeństwa, nasze kariery i stanowiska, wszystko to jest jedynie zasłoną dymną wobec prawdy, że nasze życie nie istnieje naprawdę, jest napisanym programem, który przekonuje nas, że coś znaczymy, a nasz wysiłek w zdobywaniu kolejnych celów ma sens. Jednak w tej beznadziei jest światełko nadziei — a dokładnie przepowiednia, że pojawi się ktoś, wybraniec, który nas uratuje. A poprzez ratunek mówimy o wyzwoleniu od maszyn.
Witaj w prawdziwym świecie
Thomas Anderson (Keanu Reeves) jest pracownikiem biurowym. Nie najlepszym pracownikiem biurowym, bo ma zwyczaj spóźniać się do pracy, więc wszystko wskazuje na to, że niebawem pożegna się z posadą — no i wtedy pozostanie mu już tylko to drugie zajęcie, czyli spędzanie całych nocek przy komputerze, serfując po sieci jako „Neo”. Kiedy więc do jego biura przychodzi przesyłka, w której znajduje dzwoniący telefon komórkowy (z klapką!), jest skory wysłuchać wskazówek niejakiego Morfeusza — człowieka, którego media określają mianem terrorysty i który może znać odpowiedź na nurtujące Neo pytanie, czym jest... sami wiecie co.
No i w tym miejscu pragnę podzielić się z wami moim sporym zaskoczeniem, ponieważ zupełnie nie pamiętałem, że Morfeusz… ma jedne z NAJBARDZIEJ PATETYCZNYCH kwestii w historii kina.
„Wiesz to, nie potrafisz tego wytłumaczyć, ale czujesz to”.
„Miałeś kiedyś sen tak realny, że wydawał ci się prawdą?”
„Witaj na pustyni… rzeczywistości”.
O rety. Gdyby mnie zawieziono w ulewną noc do jakiegoś pustostanu, gdzie obcy mi facet najpierw przywitał mnie jakąś odrealnioną gadką o białym króliku, a potem zaproponował mi wzięcie od niego jakichś tabletek… to prawdopodobnie byłby to piątek.
Żartowałem, nigdy nie róbcie takich rzeczy. To jest nieodpowiedzialne.
Niewiedza jest błogosławieństwiem
Prawdziwy świat nie jest przyjaznym miejscem, zwłaszcza w „Matrixie”, zwłaszcza dla ludzi, którzy od chwili przyjścia na świat są hodowani (czy może bardziej „uprawiani”) na bezkresnych polach. Garstka ocalałych skrywa się w ostatnim ludzkim mieście, położonym głęboko pod ziemią, blisko jądra planety (tak bardzo głęboko). Prawdziwy świat oferuje więc życie pełne wyzwań, strachu, zmęczenia i jedzenia czegoś, co przypomina już raz przeżutą owsiankę lub klej z grudami. Nic miłego. Przystosowanie swojej świadomości do nowych realiów — zwłaszcza jeżeli całe dotychczasowe życie okazało się kłamstwem — nie jest łatwe. Dlatego Morfeusz stopniowo oswaja Neo z tą wiedzą, dawkuje mu informacje też o tym, dlaczego niektórzy wolą dalej się okłamywać. Jak chociażby w scenie, w której mówi:
„Matrix to system. Ten system jest naszym wrogiem. Gdy znajdziesz się wewnątrz, kogo zobaczysz? Biznesmenów, nauczycieli, prawników, stolarzy. To umysły ludzi, które próbujemy ratować, ale zanim to zrobimy, są częścią systemu, a zatem naszymi wrogami. Musisz wiedzieć, że większość nie jest gotowa do odłączenia. Wielu jest tak mocno związanych z systemem, że walczą w jego obronie”.
Sam nie wiem, dlaczego nagle pomyślałem o instagramowych „influencerach”…
No ale wracając jednak do filmu — jak wspomniałem wyżej, świat ukazany w filmie nie jest miłym miejscem (ale czy jakikolwiek jest miły?). Dlatego postawę, jaką reprezentuje Cypher (jedna z najciekawszych postaci w filmie, którą zagrał świetny Joe Pantoliano) — czyli decyzja o wydaniu swoich towarzyszy maszynom — można rozpatrywać w kontekście naturalnej reakcji obronnej (cynicznego i pozbawionego skrupułów) organizmu:
„Dobrze wiem, że ten stek nie istnieje. Wiem, że kiedy włożę go do ust, Matrix powie mojemu mózgowi, że jest soczysty i pyszny. Po dziewięciu latach wiesz do jakiego wniosku dochodzę? Ignorancja jest błogosławieństwem” — mówi Cypher do Agenta Smitha, głównego antagonisty całej serii Matrix.
A właśnie, Agent Smith…
Australijski aktor Hugo Weaving absolutnie fantastycznie wcielił się w postać Agenta Smitha — diabolicznego cyngla systemu, istoty o mentalności gestapowca w drogim garniturze. Agenci mają reprezentować porządek za wszelką cenę. Tropią i likwidują tych, którzy przemykają między kodami Matrixa. O ile jednak pozostali Agenci sprawiają wrażenie bezdusznych maszyn, tak Agent Smith jest maszyną, która ma swoje zdanie:
„Chciałbym podzielić się z tobą pewnym wnioskiem, do jakiego doszedłem, będąc w tym miejscu. Przyszło mi to do głowy, gdy próbowałem sklasyfikować wasz gatunek i zdałem sobie sprawę, że wy nie jesteście właściwie ssakami. Każdy ssak na tej planecie instynktownie utrzymuje naturalną równowagę z otaczającym go środowiskiem, ale nie wy, nie ludzie. Przenosicie się na jakiś obszar i rozmnażacie się i rozmnażacie aż do momentu, gdy każdy zasób naturalny zostanie już zużyty i jedynym sposobem na przetrwanie jest wasze rozprzestrzenienie się na inny obszar. Na tej planecie istnieje inny organizm, który postępuje według tego samego schematu. Czy wiesz, co to jest? To wirus. Ludzie są chorobą, rakiem tej planety. Wy jesteście plagą, a my jesteśmy lekarstwem”.
Co prawda w filmie chwilę po tych słowach pojawia się Neo z argumentem sześciolufowego Miniguna, by każdym wystrzelonym pociskiem nie zgodzić się z Agentem Smithem, ale w świecie, w którym teraz żyjemy, mając 2020 rok i katastrofę klimatyczną za rogiem, słowa Agenta Smitha robią równie mocne wrażenie, co fantastyczne sceny pojedynków, które W OGÓLE się nie zestarzały.
Matrix: Rewelacja
Pierwszy Matrix wciąż ogląda się równie dobrze, co kiedyś — nie stracił na swoim przekazie, przeciwnie. W obecnych czasach, gdy w tak ogromnym stopniu przenieśliśmy swoje życie do sieci, budując swoją obecność pod lajki, szery, wyświetlenia i zasięgi — wątek podejmowany w filmie sprzed blisko 20 lat wydaje się nader aktualny. Film się sprawdza ponieważ od samego początku miał do zaoferowania ciekawą historię, której dodatkiem były rewolucyjne, jak na tamte czasy efekty wizualne. Te jednak nie powinny przyćmić dodatkowego przesłania, że nawet jak jesteśmy pracującym w korporacji Thomasem Andersonem — to możemy zostać Neo. No wiecie — One.
Na koniec tylko dodam, że oglądanie tego filmu na VHS to całkiem ciekawe doświadczenie, które polecam wszystkim. Okazało się, że na mojej kopii przed samym filmem „Matrix” była reklama… filmu „Matrix” na DVD. Usłyszałem: „Podążaj za znakiem białego królika! Włącz komputer, odpal płytę DVD-Rom i poznaj tajemnicę Matrixa […] Chcesz więcej? Matrix na płycie DVD wrzuci cię w sam środek rzeczywistości wirtualnej, bo realny świat nie istnieje, istnieje Matrix na DVD!”. Cóż, to też już prawda, ta przyszłość jest teraz.