Powstanie serial o (anty) bohaterze Trainspotting

2021-10-05

Autor: Paweł Mączewski

Fot. kasiQ Jungwoo/Flickr

Nie istniało coś takiego jak społeczeństwo, a jeśli nawet istniało, to ja na pewno nie miałem z tym nic wspólnego” — powiedział Renton, główny bohater słusznie kultowego „Trainspotting”, grany przez Ewana McGregora. 

Film z 1996 roku Danny’ego Boyle’a oparty na debiutanckiej książce Irvina Welsha był bezkompromisowym obrazem narkotykowego zatracenia młodych chłopaków z podupadającej dzielnicy Edynburga. Obserwowaliśmy ich uzależnienie wiodące ich ścieżką do autodestrukcji, gdzie wybór pomiędzy życiem a śmiercią nie był zawsze tak bardzo oczywisty. 

Można było jednak wyczuć, że pod tym całym brudem, kiepskimi decyzjami i hedonistycznym egoizmem w gruncie rzeczy nie nie byli oni tak naprawdę-naprawdę złymi ludźmi. Raczej pogubionymi jednostkami, które — jak już wspomniałem — nie czuły się częścią społeczeństwa; niewolnikami uśmierzającej egzystencjalny ból chemii, aplikowanej raz po raz do krwiobiegu. 

No może z wyjątkiem jednego z nich, niestroniącego od przemocy maniakalnego choleryka, który był po prostu draniem o nazwisku Francis „Franco” Begbie. I to właśnie o nim ma powstać nowy serial w reżyserii Danny’ego Boyle’a, osadzony w świecie Trainspotting. 

O planach na produkcję poinformował sam aktor wcielający się w postać Begbiego — Robert Carlyle w rozmowie z NME. Całość ma być oparta na książce Irvina Welsha z 2016 roku „The Blade Artist” i być mini-serialem składającym się z sześciu odcinków trwających blisko po godzinie. 

Z historii dowiemy się o dalszych losach Begbiego, który od czasu równie świetnego co pierwszy film T2: Trainspotting (2017) zamieszkał w Stanach, postanawiając zerwać ze swoim wcześniejszym życiem pełnym występków, przestępstw i przemocy. Oczywiście — jak to już bywa w życiu Begbiego — nic nie układa się zgodnie z jego planem i czas pokaże, czy kryjąca się w nim uśpiona bestia przerwie swój letarg i po raz kolejny ujrzymy ludzką manifestację czystego gniewu. 

Tym samym to kolejna postać złoczyńcy w popkulturze, na którego kierowana jest główna uwaga i światła fleszy. Darth Vader może cieszyć się własną serią komiksów, Joker doczekał się solowego filmu, główny bohater „Fight Club” — antyspołeczny terrorysta z psychicznymi zaburzeniami — jest idolem dla wielu. 

Skąd bierze się taka kolektywna fascynacja złoczyńcami w kulturze masowej? 

Jedną z przyczyn, jakie wymienia Jocelyn Solis-Moreira naukowa dziennikarka w tekście „Why Are We So Attracted To Movie Villains?” na łamach magazynu „Science Connected” (opisując przy okazji badanie na ten temat przeprowadzone na Northwestern University w stanie Illinois) jest forma bezpiecznego obcowania z mroczną częścią naszej osobowości. 

Jest łatwiej „romansować” naszej świadomości z konceptem bycia wyjętą spod prawa, nieobliczalną jednostką, jeżeli jest to jakiś rodzaj chwilowej, bezpiecznej ucieczki od codziennej rzeczywistości. To fantazja. 

Ważne w tym wszystkim, żeby tylko nie stać się takim Begbiem w prawdziwym świecie. 

Prace nad serialem mają ruszyć już w przyszłym roku.