PIMP MY ZUPKA CHIŃSKA

2022-11-15

Pomysł na „udoskonalanie” własną inwencją twórczą posiłków, które powinno się przygotowywać według określonych przepisów, jest prawdopodobnie tak stary, jak pierwsze posiłki przyrządzane na bazie przepisów. Możemy tylko przypuszczać, jak wiele nowych i na pierwszy rzut oka niekonwencjonalnych dań powstało w ten sposób — gdy wybór dobieranych składników dyktowała jedynie fantazja „kucharzy” i to, co akurat mieli pod ręką.

W epoce dań instant ten proceder można traktować za formę gastronomicznej sztuki i levelowania posiłków (mających nieraz jedynie utrzymać nasze organizmy na chodzie), do nieprzewidywalnej uczty dla kubków smakowych.

Hermetycznie pakowane lazanie, zapiekanki składające się głównie z trzech składników (bułki, sera i kilku pieczarek), mrożonych pizz, czy instant „chińskich zupek”. Kto nie próbował „dosmaczyć” tych dań, najwyraźniej nigdy nie znalazł się w sytuacji, by chcieć je zjeść in the first place.

O tym, jak dalece można zabrnąć w tworzeniu własnych wersji basicowych dań, można było przekonać się ostatnio Radiu Kampus. Nie tylko przetestowano sześć różnych „zupek chińskich”, ale dokonano też wspaniałego procesu dosmaczenia — czyli instant posiłków, które pamięta niejeden student ceniący sobie ich niewygórowane ceny, dostępność, łatwość w przygotowaniu i smak glutaminianu sodu.

W wielkim teście zupek wzięło udział sześć reprezentantów od różnych producentów.

Na pierwszy ogień (a raczej wrzątek) poszła zupka Mi Goreng, która — jak się okazało — swoją barwą i konsystencją miała przypominać grzybowy rosół. Czy jedzenie było ostre? Jeszcze jak! Co ciekawe: w trakcie czytania informacji zawartych na opakowaniu dania okazało się, że produkt powstał w Serbii.

Później przyszła pora na produkt krajowy — Vifon o smaku krabowym, który podobno „w pobliżu kraba nawet nie stał”. Zero krabów. Niestety. W ich miejsce dało się raczej wyczuć „smak wakacji z przełomu wieków”. W skrócie: nie najlepiej.

Bibim Men ze słodko-ostrym sosie dostał bardzo dobre noty. Shin Ramyun został określony baaardzo ostrym (ku przestrodze dla posiadaczy delikatnych żołądków) wywarem z golonki. Demae Ramen zaoferował lżejszy w smaku wołowiny. Buldak Kimchi Ramen — tu też na ostro, podobno są jeszcze mocniejsze wersje tego wywaru.

Następnie przyszła pora na odpicowanie smaku zupek, co postanowiono podzielić na trzy różne stopnie dosmaczenia poprzez selekcję odpowiednich składników.

Tak oto powstała wersja budżetowa. Z dodatkowych składników znalazły się tu m.in . cebula, zwykła pieczarka, kukurydza z puszki oraz sos sezamowy.

W wersji średniej znalazły się grzybki enoki, suszone i ugotowane shitake, bazylia, domowej roboty kimchi, umami broth w proszku, olej chilli i jajko zamarynowane w sosie sojowym i zielonej herbacie.

Nie mogło też zabraknąć wersji dla oligarchów, gdzie trafiły m.in . stek z antrykotu, mortadela bolońska z pistacjami, czy marynowane jajko posypane solą truflową.

Cała audycja z testowania i upgrade’owania wspomnianych zupek trwała ok. 2 godziny. W tym czasie można było nie tylko poznać gastronomiczną inwencję twórczą prowadzących program, ale też posłuchać ich dyszenia i sapania od testowanych ostrych porcji.

Momentami można było się też poczuć jak na sesji ASMR z odgłosami szeleszczących opakowań zupek. To jednak nie odwróciło mojej uwagi od nieodpartej refleksji, że słuchając audycji i pisząc ten tekst… strasznie zgłodniałem.

Audycje prowadzili: - Maciek Adamczyk - Krzysztof Szaniawski

Zupki udoskonalał: - Tomek Czajkowski

Autor tekstu: Paweł Mączewski