Olimpijki, jakich nie znacie

2020-10-23

Dziś trudno uwierzyć w to, że drużyna siatkarek nie ma swojego masażysty, że jakakolwiek zawodniczka olimpijska nie ma trenera, albo żeby wziąć udział w igrzyskach swoją kobiecość, trzeba będzie potwierdzić ją badaniami.

To tylko kilka historii, jakie przydarzały się polskim Olimpijkom w PRL- u. Czasem jeszcze przed startem dostawały bilet powrotny na następny dzień po występie, bo nikt nie wierzył, ze przejdą do kolejnego etapu zmagań. Innym razem obecni na zawodach politycy sugerowali, by zajęły się... prasowaniem ich koszul. Ktoś "zapomniał" zabrać je z wioski olimpjskiej na stadion w dniu zawodów. Mimo wielu przeciwności wracały z medalami, często pierwszymi w danej dycyplinie. Irena Szewińska, Jarosława Jóźwiakowska, Helena Pilejczyk, Daniela Walkowiak-Pilecka, drużyna siatkarek - medalistki igrzysk w Tokio (1964 r.) i w Meksyku (1968), wioślarki - Czesława Kościańska - Szczepińska i Małgorzata Dłużewska-Wieliczko - to bohaterki książki Anny Sulińskiej

Trenowały w powojennej Polsce, gdzie brakowało wszystkiego: sprzętu, kadry, opieki, pieniędzy. Wyjazdy na zawody były okazją do podróży.


"To była możliwość ujrzenia zupełnie innego swiata, i to takiego, o który nie usłyszało się w telewizji, bo tej telewzji nie było. To było coś poza pojmowaniem, bo nie bardzo było wiadomo, skąd można dowiedzieć się czegoś o Australii przy okazji igrzysk w Melbourne (1956 r.)" - mówi autorka. Do tego bogato zaopatrzone bufety podczas igrzysk niejednokrotnie mogły zaważyć na wyniku: "Kuchnia, otwarty bar, owoce w koszach zimą, to było coś zupełnie dla nich niepojętego".

Anna Sulińska odwiedza medalistki po kilkudziesięciu latach od szczytu ich kariery sportowej. "Historie, które opowiadam, pokazują, że rywalizacja, wola walki i potrzeba zwycięstwa nie mają płci" - pisze we wstępie do "Olimpijek" Autorka, ale nie myślcie, że to opowieści wyłącznie o sporcie. 

Z autorką rozmawiała Kasia Wojtasik.