Najciekawsze produkcje, które znajdziesz na Amazon Prime
2020-05-29
Hej, słyszeliście o tym wielkim raporcie, który miał ocenić platformy streamingowe pod kątem pojawiających się tam informacji o Polsce? Chciałbym oświadczyć, że ja też skrupulatnie sprawdzam dostępne repertuary online — z tym że ja szukam dla was tego, co jest po prostu najciekawsze. I chyba znowu coś takiego znalazłem.
Autor: Paweł Mączewski
Za sobą mamy już przejażdżkę po produkcjach dostępnych na Netflix oraz HBO GO (możecie je przeczytać TUTAJ oraz TUTAJ). Oczywiście niewykluczone, że jeszcze wrócimy do oferowanych tam rzeczy, wszakże stale pojawia się tam coś wartego uwagi (a także takiego, które warto pominąć). To moje zadanie, by oddzielić ziarno od plew, kwiaty od chwastów — by przeprowadzić selekcję i wybrać te najciekawsze seriale i filmy, których wcześniej nie znaliście (a może znaliście, daliście im szansę, podobało się i to oznacza, że mamy podobne gusta. No i piąteczka).
Wracając jeszcze na chwilę do tej wzmianki o raporcie we wstępie tekstu, śpieszę z wyjaśnieniem dla niebędących w temacie, że mowa o raporcie Reduty Dobrego Imienia dotyczącego serwisów streamingoweych (Netflix, HBO GO, Amazon, Hulu, Disney+), pod tytułem: „Możliwości przeciwdziałania zniesławieniom na platformach streamingowych typu Netflix”.
Wytypowani do tego eksperci (hehe) musieli obejrzeć kilkaset produkcji, by móc zająć się m.in. „analizą treści obecnych na platformach streamingowych pod kątem występowania wadliwych kodów pamięci przekłamań na temat historii Polski”, by po wszystkim stwierdzić, że temat Polski… prawie się nie pojawia (tzn. pojawia: 18 razy na 557 produkcji). Brawo! O raporcie (jak i sam dokument) możecie przeczytać chociażby w załączonym poście.
No ale dosyć tych smutnych informacji z kraju, dalsza część tekstu koncentruje się już tylko na selekcji najciekawszych produkcji, jakie można znaleźć na Amazon Prime. Bo przecież po to tu jestem, pamiętacie? Ziarno od plew, kwiaty od chwastów itd. Jak zwykle pragnę zwrócić też uwagę, że chociaż poniższe zestawienie jest subiektywnym wyborem, więc jeżeli coś pominęliśmy, dajcie nam znać w komentarzach. Zaczynamy!
No ale dosyć tych smutnych informacji z kraju, dalsza część tekstu koncentruje się już tylko na selekcji najciekawszych produkcji, jakie można znaleźć na Amazon Prime. Bo przecież po to tu jestem, pamiętacie? Ziarno od plew, kwiaty od chwastów itd. Jak zwykle pragnę zwrócić też uwagę, że chociaż poniższe zestawienie jest subiektywnym wyborem, więc jeżeli coś pominęliśmy, dajcie nam znać w komentarzach. Zaczynamy!
Co?
Serial, komedio-dramat: „Fleabag”.
Liczba sezonów?
Dwa.
O czym?
Tragikomiczne historie codziennych wzlotów i upadków, dziwnych stresujących sytuacji, przygodnego seksu, niezręcznych momentów, braku kasy, potrzeby bliskości oraz próbie poradzenia sobie ze stratą kogoś bliskiego w życiu młodej dziewczyny prowadzącej niedochodowy biznes gastro i mieszkającej w Londynie. No i jest tu też sporo o relacjach z rodziną, które są dalekie od poprawnych. Wszystko to podane z dużą porcją sarkazmu. To tak w skrócie.
Co jednak równie ważne: główna bohaterka (świetna Phoebe Waller-Bridge) często zerka w naszą stronę, robiąc porozumiewawcze spojrzenia, tłumacząc co tak naprawdę myśli i czuje. Nie tylko przeżywa wszystkie te rzeczy, ale sama dodaję narrację do własnych sukcesów i porażek w czasie rzeczywistym. W ten sposób stajemy się nie tylko niemymi obserwatorami jej nawet najbardziej intymnych momentów (pierwszy odcinek zaczyna się od seksu i rozkminy nad tym, czy bohaterka rzeczywiście ma ochotę na to samo, co jej partner); bo zdradzając nam swoje najskrytsze potrzeby i przemyślenia, o wiele łatwiej nam ją zrozumieć, ale może nawet polubić.
Zwiastun
Co?
Serial, akcja-komedia: „Jean-Claude Van Johnson”.
Liczba sezonów?
Jeden.
O czym?
„Nazywam się Jean-Claude Van Damme. Kiedyś byłem super sławny. Może pamiętacie moją pierwszą wielką rolę Krwawym sporcie. Ciągle leci w telewizji. A może widzieliście Strażnika czasu, który jest jak Looper z Bruce'em Willisem, ale milion razy lepszy. Ale to nie jest film...” — to są pierwsze słowa, jakie słyszymy w „Jean-Claude Van Johnson”, świetnym serialu komediowym, robiącym sobie jaja z kina akcji, nostalgii, Hollywood, ale przede wszystkim z JCVD w wykonaniu JCVD. Bo co jeżeli ta ikona kina akcji z lat 80., a obecnie nieco zapomniany gwiazdor, przez ten cały czas był tak naprawdę... tajnym agentem, kimś w rodzaju Jamesa Bonda i teraz — kiedy jego filmowa kariera usycha — postanawia wrócić do prawdziwej akcji, wykorzystując występowanie w gównianych filmach akcji jako przykrywkę do ratowania świata. Siłą serialu jest to, że bawi nie tylko fanów mistrza szpagatów Van Damme’a, chociaż ci z pewnością znajdą tu zdecydowanie więcej nawiązań do twórczości tego aktora.
Zwiastun
Co?
Dokument: „Klątwa obfitości”.
O czym?
1716368190 odcinek o tym, że dobro przyrody oraz ludzi przegrywa z wielkimi pieniędzmi, chęcią zysku i globalną polityką, która oddziałuje na lokalne społeczności (tak naprawdę to nie wiem, który to odcinek i czy ktoś w ogóle prowadzi statystyki, ale zgodzicie się jednak, że ten temat nie jest nowy — co nie znaczy, że nie trzeba o nim mówić, przeciwnie).
Co jeżeli na terenach Narodowego Parku Yasuni, sercu Amazonii, będących płucami świata — będą znajdować się złoża ropy naftowej? To właśnie pokazuje „Klątwa obfitości” Ewy Ewart, scenarzystki i reżyserki filmu, której udało się uwiecznić też wpływ tego, jak decyzje ludzi na najwyższych stanowiskach wpływają destruktywnie na lokalną społeczność, niszcząc nadzieje na szczęśliwe życie wielu pokoleń. I zanim ktoś teraz powie: „ueee co mnie Amazonia, to jest daleko stąd” — pragnę przypomnieć, że żyjemy w globalnej wiosce i każda rzecz, jaka dzieje się na drugim końcu świata może też mieć wpływ na nas. Nie wierzysz? To przypomnę o tym, że w Chinach ktoś zjadł nietoperza, a tobie kazano nosić maseczkę.
Zwiastun
Co?
Serial komediowy: „The Office”.
Liczba sezonów?
Dziewięć.
O czym?
Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji poznać „The Office”, to śpieszę z informacją, że jest to jeden z najzabawniejszych seriali ostatnich lat (będącym amerykańskim odpowiednikiem swojego brytyjskiego oryginału napisanego i wyreżyserowanego przez Rickiego Gervaisa i Stephena Merchanta). Czy może być coś ciekawszego niż mockument na temat codziennej pracy osób zatrudnionych w lokalnym oddziale firmy sprzedającej artykuły papierowe? Być może, ale nie kiedy twój szef (w serialu gra go fantastyczny Steve Carell) udaje przed kamerami, że chce być twoim najlepszym przyjacielem, kiedy w rzeczywistości to kłębek frustracji i król awkwardnessu. Ty chcesz po prostu przetrwać kolejny dzień w biurze, wystawić fakturę, odebrać telefon, tyle że „BIURO” rządzi się własnymi prawami zamkniętego ekosystemu, w którym każdy inny pracownik może stać się twoim sprzymierzeńcem, wrogiem lub obiektem żartu, jeżeli zajdzie ci za skórę. Zawierany są przymierza, zrywane pakty, rodzą się wzajemne uczucia, niechęć, czy wręcz wrogość. Każdy dzień przynosi coś nowego, nieprzewidywalnego — jak to bywa lokalnym oddziale firmy sprzedającej artykuły papierowe.
Zwiastun? Lepiej, scena z serialu, w którym pracownicy biurowi pokażą wam, jak wygląd prawdziwy PARKOUR… we własnym biurze… z innymi pracownikami w środku:
Co?
Serial, komedio-dramat: „Wspaniała pani Maisel”.
Liczba sezonów?
Trzy.
O czym?
Zapraszam was do Nowego Jorku, jest przełom lat 50. i 60., poznajcie Miriam „Midge" Maisel (w tej roli Rachel Brosnahan). Miriam wiedzie idealne życie, pochodzi z szanowanej żydowskiej rodziny z klasy wyższej, ma męża, dwójkę dzieci i robi wszystko, co w swojej mocy, by dostosować się do obrazu ideału, jaki sobie wyobraziła. Poświęca się związkowi, który jest dla niej jednym z fundamentów szczęścia: dlatego stale wspiera swojego niedojrzałego emocjonalnie partnera w jego dążeniach do stania się świetnym komikiem, chociaż brakuje mu talentu, czy też wstaje codziennie rano zanim on się obudzi, by wcześniej się umalować, uczesać i wyperfumować, by jej wybranek ujrzał, jaka jest piękna — jej własny obraz ideału. To wszystko jednak kończy się nagle, gdy jej mąż oświadcza, że już jej nie kocha, musi ją zostawić, bo chce żyć ze swoją sekretarką z pracy, z którą ma romans. Na nic były więc jej starania, jej próby stworzenia idealnego świata, bo taki świat nie istnieje — był tylko w jej głowie, w jej marzeniach.
Wszystko to pewnie skończyłoby się równie smutno, jak się zaczęło, gdyby Miriam w przypływie wściekłości i poczucia żalu, będąc pod wpływem alkoholu, nie znalazła się w klubie komediowym, w którym wcześniej występował jej mąż, nie weszła na scenę i nie wygarnęła światu, co o nim myśli. Rozbawiając przy tym wszystkich zebranych (i trafiając do aresztu za swój bezkompromisowy język, który „nie przystawał damom”). Co teraz? Czy Miriam pogodzi się z ojcem swoich dzieci, który przecież ją zranił i porzucił, a może to początek czegoś zupełnie nowego: świata, w którym nazywa się rzeczy takimi, jakie są — używając do tego żartów. Przekonajcie się sami.
Zwiastun:
Co?
Klasyka kina: „Urodzenie mordercy”.
O czym?
Słyszeliście o Bonnie i Clyde, prawdziwej historii kochającej się pary kryminalistów, złodziei i morderców, którzy w latach 30. ubiegłego wieku wytoczyli wojnę z amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości? Słynny reżyser Oliver Stone przedstawia własną historię swoistego odpowiednika tej dwójki, tyle że w świecie telewizji, komercjalizacji śmierci, wiadomości nadających 24/7, gdzie bycie tym złym, staje się czymś cool, staję się nowym „amerykańskim snem”. To bardzo brutalne kino, w którym przemoc jest użyta jako forma komunikacji, a nawet waluty — bo jeśli boli, to ktoś zechce to zobaczyć, ktoś zechce za to zapłacić. Czy film z 1994 roku stracił na aktualności? Ani trochę! Czy to wciąż jedne z najciekawszych ról, jakie zagrali Woody Harrelson i Juliette Lewis? Oczywiście.
Zwiastun: