„Mistrz” to film o polskim pięściarzu z Auschwitz, który pięściami wywalczył życie
2020-12-18
Tekst: Paweł Mączewski
Zdjęcia: Robert Pałka
„Mistrz” nie jest filmem historycznym, chociaż opiera się na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w obozie koncentracyjnym Auschwitz, na początku jego istnienia. „Mistrz” jest historią człowieka, Tadeusza Pietrzykowskiego, przedwojennego championa w boksie o pseudonimie „Teddy”, który w obozie otrzymał numer 77, a dzięki swoim pięściarskim umiejętnościom i woli walki przeżył nazistowską machinę śmierci. To także historia chęci zachowania człowieczeństwa i godności w miejscu, gdzie nadzieja była zakazana. Poza tym to naprawdę udany film bokserski, co jest w moim odczuciu ewenementem na rodzimej scenie filmowej. Ale od początku…
„Podczas badań archiwalnych natknąłem się na wzmiankę o więźniu numer 77, który jako pierwszy walczył w obozowym ringu o chleb dla siebie i innych więźniów. Wiedziałem, że to historia, którą trzeba opowiedzieć, szczególnie dziś, gdy często zdajemy się zapominać o tragicznym dziedzictwie II wojny światowej” — powiedział mi Maciej Barczewski, reżyser i scenarzysta filmu „Mistrz”, kiedy na początku roku przygotowywałem się do materiału o legendarnym bokserze Tadeuszu „Teddy’im” Pietrzykowskim, jednego z pierwszych więźniów obozu (TUTAJ możecie przeczytać moją rozmowę z jego córką Eleonorą Szafran).
„Mistrz” to pełnometrażowy debiut Macieja Barczewskiego, który wcześniej nakręcił obsypany nagrodami film krótkometrażowy „My Pretty Pony”, będący adaptacją opowiadania Stephena Kinga.
W roli „Teddy’ego” wystąpił absolutnie fantastyczny Piotr Głowacki, który przeszedł kilkumiesięczne treningi fizyczne pod okiem specjalistów, by nabrać odpowiedniej budowy ciała (Tadeusz Pietrzykowski przed wojną był mistrzem w wadze koguciej, a w obozie jego waga jeszcze spadła) i wiarygodnie oddać ruchy pięściarza. Na szczególną uwagę zasługuje też przekonywujący Piotr Witkowski w roli Waltera oraz zapadające w pamięć wystąpienie Mariana Dziędziela.
Akcja filmu praktycznie od razu przenosi nas w obozowe realia nowo powstającego KL Auschwitz. Dostajemy jedynie krótkie sceny retrospekcji z aresztowania Pietrzykowskiego, by zaraz potem zobaczyć go w pasiakach na zbiórce. Tutaj nazistowski dowódca bez ceregieli wyjaśnia więźniom ich obecną beznadziejną sytuację i co ich czeka — dostarczając swoją kwestią tak skondensowaną dawkę pogardy i zła, że mimowolnie popada to w groteskowe przerysowanie.
Barczewski, będący też autorem scenariusza postanawia od razu bardzo wyraźnie nakreślić charakterologiczny podział poszczególnych postaci, z których prawie żadna nie przechodzi jakiejś większej przemiany w trakcie filmu. Naziści zachowują się jak pozbawione emocji roboty zaprogramowane na czynienie zła, z tego podziału wyłamuje się chyba tylko jedna rozmowa pomiędzy Pietrzykowskim i hitlerowcem. Polskie pielęgniarki starają się pomagać więźniom, a więźniowie dopingują — co zrozumiałe — „Teddy’emu”. Jeżeli natomiast dochodzi do prób tworzenia jakichś większych zażyłości między osadzonymi, te muszą być szybko i brutalnie zdeptane przez bestialską rzeczywistość hitlerowskiego obozu.
Postacią centralną, napędzającą całą fabułę jest oczywiście Pietrzykowski. Wszyscy inni jedynie orbitują wokół Teddy’ego. Początkowo jako niepokonany pięściarz jest dla nadzorców obozu jedynie niespodziewanym źródłem rozrywki. Później, gdy wciąż zwycięża z często znacznie potężniejszymi i cięższymi przeciwnikami, zaczyna stawać się niewygodnym dla nazistów obozowym bohaterem, który nie tylko krzepi serca i daje nadzieję współwięźniom, ale dzieli się z innymi zdobytym w walce jedzeniem. Film jest pięknie nakręcony, zdjęcia autorstwa Witolda Płóciennika pozwalają oddać się historii, a sceny walki podnoszą ciśnienie, tak jak być powinno. Punktem kulminacyjnym filmu musi być rzecz jasna pojedynek…
Jak wspomniałem na wstępie, nie jest to film historyczny, a jedynie bazujący na historii prawdziwej legendy, wspaniałego sportowca, który pięściami wywalczył sobie życie w KL Auschwitz. Niektóre z wydarzeń z jego pobytu w obozie — jak współpraca z Rotmistrzem Pileckim, czy stanięcie w obronie Maksymiliana Kolbe — zostały pominięte. Jeżeli chcecie poznać lepiej historię Tadeusza Pietrzykowskiego, w tym to, jakim człowiekiem był prywatnie, odsyłam do mojej wcześniej linkowanej tutaj rozmowy z jego córką lub do książek historycznych.
Sposób poprowadzenia fabuły tego filmu ma sprawiać poczucie, że ostateczna walka Teddy’ego w obozie koncentracyjnym Auschwitz była nie tylko pojedynkiem dwóch zawodników, ale istoty walki dobra i zła. Czy bije od tego patos? Oczywiście, ale nieraz ciężko go uniknąć mówiąc o rzeczach ostatecznych. Swoim czujnym okiem dostrzegłem tu też inspiracje z takich filmów, jak „Gladiator” z 1992 roku w reżyserii Rowdy'ego Herringtona i „Wściekły byk” Martina Scorsese 1980 roku.
I chociaż w filmie znalazłem kilka uwierających mnie fragmentów, jest to niewątpliwie najlepszy polski film ukazujący pojedynki na pięści w ringu. Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski wygrał w tym ringu życie, w miejscu, gdzie była tylko śmierć. Dlatego ten film po prostu musiał powstać.
Początkowo premiera filmu „Mistrz” w reżyserii Macieja Barczewskiego była zaplanowana na październik 2020 roku, ale z powodu pandemii przesunięto ją na czas zdjęcia obostrzeń i możliwość pójścia do kin. Do tej pory „Mistrz” miał okazję wziąć udział w festiwalu filmowym w Gdyni. Na przełomie stycznia/lutego do sieci ma trafić oficjalny teaser filmu.