Mistrz „Teddy”! Jaki prywatnie był polski bokser z Auschwitz, który stoczył kilkadziesiąt zwycięskich walk w nazistowskich obozach koncentracyjnych

2020-03-04

 

Zdjęcie z filmu „Mistrz”. Autor: ROBERT PAŁKA. 

Rozmawiamy z córką Tadeusza „Teddy’ego” Pietrzykowskiego, o którym jeszcze w tym roku powstanie film „Mistrz” opowiadający niesamowite losy jego walki o przetrwanie w obozowym piekle.

Autor: Paweł Mączewski

„Podczas badań archiwalnych natknąłem się na wzmiankę o więźniu numer 77, który jako pierwszy walczył w obozowym ringu o chleb dla siebie i innych więźniów. Wiedziałem, że to historia, którą trzeba opowiedzieć, szczególnie dziś, gdy często zdajemy się zapominać o tragicznym dziedzictwie II wojny światowej” — powiedział mi Maciej Barczewski, reżyser filmu „Mistrz”, który 16 października ma trafić do kin. To z tej produkcji pochodzi zdjęcie, które widzicie na początku artykułu. W roli „Teddy’ego” wystąpi Piotr Głowacki.

Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski był jednym z pierwszych więźniów, który trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz (zanim jeszcze zostało rozbudowane). Otrzymał numer 77. Był czerwiec 1941 roku. Nic nie wskazywało, że kiedykolwiek się stamtąd wydostanie, jednak wywalczył sobie życie własnymi pięściami…

Przed wojną jego pasją był sport. Najpierw piłka nożna, która szybko ustąpiła walkom bokserskim. Występował w barwach warszawskiego klubu Legia. Zdobył wicemistrzostwo Polski i mistrzostwo Warszawy w wadze koguciej.

Zdjęcie z filmu „Mistrz”. Autor: ROBERT PAŁKA.

Kiedy we wrześniu 1939 roku naziści napadli na Polskę, Pietrzykowski stanął do walki — był członkiem jednego z batalionów na Ochocie, czyli swojej dzielnicy. Po kapitulacji polskich wojsk próbował przedostać się do Francji. Został złapany i po pobycie w areszcie przewieziony do Auschwitz.

Niedługo potem został wyzwany na pojedynek bokserski — pierwszy z udziałem więźnia w historii tego obozu. Jego przeciwnikiem był niemiecki kapo Walter Dünning, który przed wojną sam miał być mistrzem wagi średniej w boksie. Między nimi było 30 kg różnicy na korzyść Niemca. Kiedy Dünning zaczął wyraźnie przegrywać, przerwał walkę. „Teddy” dostał w nagrodę trochę jedzenia, którym podzielił się ze współwięźniami.

Niedługo potem przyszły kolejne pojedynki, do których strażnicy wybierali Pietrzykowskiemu kolejnych przeciwników, także innych więźniów. Wiadomo jest, że „Teddy” stoczył ich w Auschwitz od 40 do 60. Przegrał tylko raz, by później zwyciężyć w rewanżu.

14 marca 1943 roku został przewieziony do obozu Neuengamme, gdzie znowu musiał walczyć. Następnie trafił do Bergen-Belsen, gdzie został wyzwolony w 1945 roku przez brytyjskich żołnierzy. Po wojnie szukał siebie, próbował odbudować swoje życie. Ostatecznie osiadł w Bielsku-Białej, gdzie został nauczycielem wychowania fizycznego w jednej ze szkół. Lubił pracę z młodzieżą — jego uczniowe nieraz prosili, by opowiadał o swoich przeżyciach z czasów wojny. On opowiadał, uczył ich woli przetrwania.

Wszystkie te informacje nietrudno znaleźć w licznych artykułach, a także publikacjach poświęconych życiu i walce „Teddy’ego”. Ja chciałem jednak poznać, jakim człowiekiem był on prywatnie na co dzień, przebywając ze swoimi najbliższymi. Dlatego postanowiłem odwiedzić jego córkę, Eleonorę Szafran w Bielsku-Białej, w domu, który w latach 70. wybudował jej tata. Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski zmarł w nim w swoim pokoju na zawał 18 kwietnia 1991 roku.

Prywatny album z wycinkami Tadeusza „Teddy'ego” Pietrzykowskiego. Udostępnione dzięki uprzejmości Eleonory Szafran. Fot. Paweł Mączewski.

 

Paweł Mączewski, Radio KAMPUS: Jak wyglądało pani dzieciństwo i jak je pani wspomina?

Eleonora Szafran: Urodziłam się 6 stycznia 1964 roku. Byłam jedyną córką z tego małżeństwa. Moje dzieciństwo wspominam radośnie. Mój tata był osobą, do której zawsze mogłam przyjść z każdym problemem. Czułam się przy nim pewnie. Był też jednak osobą, która wzbudzała respekt, potrafił zdyscyplinować.

Czy pani tata miał w domu swoje charakterystyczne zwyczaje, zachowania?

Tata był zawsze elegancki. Wkładał garnitur zawsze, gdy gdzieś jechał lub ktoś nas odwiedzał. Nosił go też co niedziela do obiadu. Po obiedzie, między godziną 13 a 14 miał swoją drzemkę. Pamiętam, że tata zawsze lubił też słuchać muzyki, przede wszystkim pieśni patriotycznych. Lubił też piosenki Jaremy Stępowskiego, warszawskiego piosenkarza, bo sam też pochodził z Warszawy. Miał bardzo dużo płyt winylowych. Bardzo dbał o dom.

Czy kiedykolwiek mówił o tym, co go spotkało w obozach koncentracyjnych?

Bardzo dużo o tym opowiadał. Mój tata miał w życiu dwa motta, jedno brzmiało „być, to być najlepszym”, drugim było „przebaczyć, ale nigdy nie zapomnieć”. Dlatego mówił o tym, co go spotkało w obozach rodzinie, kolegom, znajomym. Nawet swoim uczniom — wciąż mam kontakt z niektórymi z nich, chociaż od śmierci taty w tym roku minie 29 lat. Wiem od nich, że w czasach, kiedy w Polsce się o tym nie uczyło, to dzięki mojemu tacie dowiadywali się, jakie naprawdę było Auschwitz, kim był ojciec Maksymilian Maria Kolbe, kim był rotmistrz Witold Pilecki.

Pani tata poznał obu tych ludzi.

Witold Pilecki dla mojego taty był zawsze bohaterem numer jeden. Wielokrotnie to podkreślał. W swoim gabinecie napisał na ścianie jego obozowy numer. Ta znajdowała się ściana zaraz przy drzwiach, więc ilekroć przez nie przechodził, jego wzrok spoczywał na tym i na innych numerach. On z nimi żył na co dzień — pomimo tego, że nieraz się śmiał, był pogodny. Maksymiliana Marię Kolbe pierwszy spotkał w obozie kilkukrotnie — pierwszy raz, kiedy stanął w jego obronie, gdy duchowny był bity przez jednego z kapo. Uderzył oprawcę w twarz, ale wtedy Maksymilian Marię Kolbe powiedział mu, żeby go nie bił. Tak się poznali.

Czy kiedykolwiek zdradzał bliskim jakieś emocje, jakie mu towarzyszyły jego opowieściom o obozach koncentracyjnych — ból, strach… nienawiść?

W 2016 roku przez przypadek znalazłam w domu jego pamiętnik, odręcznie pisany. Wtedy zaczęłam poznawać mojego tatę na nowo. Na pewno były okresy w jego życiu, kiedy czuł nienawiść. Jestem tego pewna. To, co przeżył, musiało go kosztować wiele bólu w sercu. Ale to zrozumiałe, bo tak jesteśmy skonstruowani, jako ludzie. Wiem o tym, że pierwsze lata po powrocie do Polski były dla niego ciężkie. Jego dwa pierwsze małżeństwa się rozpadły. Dopiero trzecie, kiedy poznał moją mamę, wiele lat po wojnie, przyniosło inny skutek.

Czego nauczyła się pani od swojego taty?

Tego, żeby nigdy się nie poddawać. On się nigdy poddał. Ani w obozach, ani w jego walkach, ani na wolności. Nigdy.

Tadeusz Pietrzykowski był także uzdolniony plastycznie, to jego autoportret. Udostępnione dzięki uprzejmości Eleonory Szafran. Fot. Paweł Mączewski.