Miś Wojtek: historia niedźwiedzia, który pomagał Polakom pod Monte Casino
2022-07-08
Pił piwo, palił papierosy i nosił skrzynie z amunicją potrzebną do walki z nazistami. Taki właśnie był Wojtek, niedźwiedź brunatny z 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii na froncie II wojny światowej.
Tekst: Paweł Mączewski
Fot. Od lewej: Chorągiewka z wizerunkiem Wojtka 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii / Wojtek z polskim żołnierzem.
Swego czasu (dokładnie w okolicach 2011 roku) wrocławski zespół Öszibarack nagrał utwór
„Wojtek, The Bear Soldier”. Fragment tekstu tej piosenki brzmiał:
„He catches bullets
Thinking they're flies
Boxes of ammo
In his arms
He loves beer
A cigarette
And to wrestle
With the troops
By monte casino
Happy "little" bear
Wojtek
The bear soldier
Wojtek”
Ok, ale kim był niedźwiedź Wojtek? Już odpowiadam (BTW wspomnianą piosenkę znajdziecie na płycie zespołu pt. „40 Surfers Waiting For The Wave”).
Wojtek przyszedł na świat w 1941 roku najprawdopodobniej w górach Elburs w Iranie. Na stronie Muzeum II Wojny Światowej czytamy, że (według jednej z opowieści) zwierzę zostało kupione „od perskiego chłopca za dwie konserwy, tabliczkę czekolady i garść monet trafił do 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii”. Kim był jednak pierwszy opiekun niedźwiadka?
Pierwszą właścicielką okazała się 18-letnia Irena Bokiewicz, która maszerowała w grupie Polaków uwolnionych wcześniej z sowieckich gułagów i wędrujących do Palestyny. Mały niedźwiadek miał wtedy rok, jego matka została najprawdopodobniej zastrzelona przez myśliwego, więc jak później wspominała kobieta: „Było to 8 kwietnia, pamiętam dokładnie kiedy go poznałam […]. Był jeszcze malutki i potrzebował ciepła innej ludzkiej istoty. Zatem przywarł całym ciałem do mnie. Był taki słodki, a ja oczywiście zauroczona pięknym niedźwiadkiem. W końcu sama byłam jeszcze młoda […]. Musiał jakoś poczuć, że go lubiłam, że trzymam go cały czas przy sobie. To musiało coś dla niego znaczyć. Odczuwał wszystko prawie jak człowiek”. Tak wspominała pierwsze spotkanie z małym niedźwiadkiem Bokiewicz w dokumencie „Wojtek, niedźwiedź, który poszedł na wojnę”.
Jednak niedźwiadek okazał się bardzo niesfornym szkrabem. W sierpniu 1942 roku niedźwiadek został podarowany polskim żołnierzom 2. Kompanii Transportowej (później przemianowanej na 22.). Dowództwo miało nadzieję, że małe i słodkie zwierzątko poprawi morale w szeregach.
W trakcie podróży z ludźmi otrzymał imię, które miało niebawem przejść do historii.
„Miał wyjątkowy charakter. Lubił być z ludźmi, z żołnierzami, zabawiać się razem z nimi” — wspominał w dokumencie Wojciech Narębski z 22. Kompanii Transportowej.
Wojtek szybko rósł. Był karmiony mlekiem (podobno z butelki po wódce) i tym, co mogli dla niego zdobyć żołnierze. Uwielbiał się bawić w zapasy z „towarzyszami broni”, z czego zawsze wychodził zwycięsko. Wraz z biegiem czasu przeskoczył z mleka… na piwo i papierowy (miał zwyczaj zjadać jeszcze palące się kiepy) i uwielbiał jeździć woskowymi ciężarówkami.
Wojtek przez następne lata podróżował z polskimi żołnierzami. W tym czasie podobno raz nawet udało mu się nakryć złodzieja (w innej relacji był to szpieg), który zakradł się do obozu Polaków.
W 1944 roku Polacy mieli przedostać się na pokładzie okrętu „Batory” do Włoch. NIestety panował kategoryczny zakaz przewożenia zwierząt, więc polscy żołnierze postanowili przechytrzyć ten zapis. Niedźwiedź Wojtek został oficjalnie szeregowym i dostał swoją wojskową książeczkę. Przecież towarzysze broni nie mogli go zostawić samego na brzegu.
To w tym samym roku doszło do ważnej bitwy, w której uczestniczył też niedźwiedź Wojtek. Między 17 stycznia, a 19 maja siły aliantów, w tym Polacy pod dowództwem gen. Andersa, próbowały zdobyć wzgórze i zajęte przez nazistów ruiny klasztoru Monte Casino.
W trakcie krwawych walk dostarczanie artyleryjskiej amunicji było kluczowe. Z chwilą, gdy Wojtek zauważył, jak jego kompani męczą się z pakowaniem skrzyń na wozy transportowe, postanowił im pomóc. Zaczął imitować ludzkie zachowanie, stanął na tylnych łapach i chwytał za skrzynki z amunicją, przenosząc je kolejno do ciężarówek.
Aliantom ostatecznie udało się wygrać tę bitwę, otwierając siłom sprzymierzonym drogę na Rzym. Wojtek w ramach zasług został awansowany do stopnia kaprala. Przeszedł w stan spoczynku w 1947 roku wraz z rozwiązaniem jego oddziału.
Po wojnie nikt nie wiedział, co właściwie zrobić z niedźwiedziem wychowanym wśród ludzi. Zwierzę zostało przewiezione do Szkocji, gdzie zamieszkało w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu (nie, nie można było go zawieźć do Polski).
Można tylko podejrzewać, jak czuł się Wojtek, który spędził całe życie u boku swoich ludzkich przyjaciół, osób, które stały się jego rodziną, a teraz spędzał czas samotnie na wybiegu — co najwyżej podziwiany przez odwiedzające to miejsce osoby.
„Widziałam to na własne oczy jako 8-letnia dziewczynka. Poszłam do zoo z dziadkiem, który miał polskich znajomych. Kiedy Wojtek usłyszał polski język, to usiadł i machał do nich łapą” — wspominała w radiowej Trójce Aileen Orr, autorka książki „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa”.
Wojtek spędził tam 16 lat życia. Zmarł w 1963 roku w wieku 22 lat. Podobno przez cały okres swojego pobytu w edynburskim ogrodzie zoologicznym był odwiedzany przez swoich dawnych kolegów z czasów wojny.
Nie mogło być inaczej. Przecież towarzysze broni nie mogli go zostawić tam samego.