Mata na prezydenta? Krótka historia artystów i celebrytów, którzy postanowili pójść w politykę
2022-06-15
Fot. Franciszek Vetulani/Twitter/@mata33_
Autor: Paweł Mączewski
„Matczak na prezydenta”, „Nowy prezydent MATA zrobi dookoła świata”, „Polski Kanye West” — to tylko niektóre komentarze pod twitterowym wpisem młodego Matczaka z 29 maja „#MATA2040” (było tam też trochę słów o zgubnym wpływie marihuany na mózg, ale ja nie o tym teraz).
https://twitter.com/mata33_/status/1530956037678825472
Czy wspomniany twitt rapera to tylko jego zgrywy, przejęcie konta przez Skute Bobo, a może rzeczywiście jest coś na rzeczy? Na tym etapie jedno jest pewne: gdyby Mata zdecydowałby się pójść w politykę, dołączyłby do pokaźnego grona artystów, sportowców i celebrytów, którzy na długo przed nim przekuli swoje zasięgi na słupki poparcia, a fan bazy w wyborców.
Jeżeli spojrzymy na obecne zestawienie osób, które z powodzeniem przeszły ze świata rozrywki do polityki, to do najważniejszych niewątpliwie będzie zaliczać się Wołodymyr Zełenski. Prezydent Ukrainy, a wcześniej aktor, satyryk, a w chwili próby prawdziwy mąż stanu udowodnił, że może stanąć na czele bohaterskiego narodu ukraińskiego, odpierającego bestialskie ataki rosyjskich okupantów.
Nie zdziwi chyba jednak nikogo, że to Amerykanie mają najgłośniejsze w historii transfery ludzi ze świata rozrywki, którzy zaczęli zawodowo zajmować się polityką; co według mnie pięknie współgra z narodowym upodobaniem do wielkiego show i teatralności gestów i postaw tego kraju.
W latach 80. Amerykanie wybrali na swojego 40. prezydenta Ronalda Reagana, hollywoodzkiego aktora, który rządził krajem w latach 1981-89.
To właśnie w tym okresie profesor Neil Postman, amerykański filozof, medioznawca i krytyk kultury napisał: „Politycy mogą pojawiać się wszędzie, w dowolnym czasie, robiąc cokolwiek, nie będąc przy tym uważanymi za dziwnych, aroganckich czy w jakikolwiek sposób nie na miejscu. Zasymilowali się z częścią powszechnej telewizyjnej kultury, stając się celebrytami”.
John Street, profesor nauk politycznych w swoim eseju „Celebrity Politicians: Popular Culture and Political Representation” wytypował dwa rodzaje celebrytów-polityków.
Pierwszy typ to „wybrany polityk (lub nominowany kandydat), który wywodzi się z branży rozrywkowej, show-biznesu lub sportu i który wykorzystuje to doświadczenie (poprzez (ze względu na nabyte umiejętności, osiągniętą popularność lub kojarzony wizerunek), próbując zostać wybranym”.
Idealnym tego przykładem są chociażby wybory z 2003 roku, gdy Arnold Schwarzenegger stawał do walki o fotel gubernatora Kalifornii. Wtedy jego przeciwnikami byli: aktor Gary Coleman, amerykański działacz sportowy i były przewodniczący Major League Baseball Pete Ueberroth, wydawca Hustlera Larry Flynt oraz dziennikarka, pisarka oraz założycielka serwisu Huffington Post
— Arianna Huffington.
Jak wiadomo wygrał aktor i były kulturysta z Austrii.
Warto jednak nadmienić, że do pierwszego typu celebrytów-polityków Street zalicza też tych polityków lub kandydatów, którzy „chcą być kojarzeni ze sławnymi osobami, aby poprawić swój wizerunek i przekazać swoje przesłanie”.
Tutaj Street podaje przykład kanclerza Republiki Federalnej Niemiec Gerharda Schroedera u boku zespołu Scorpions oraz premiera Japonii Junichiro Koizumi, który zaśpiewał piosenkę Elvisa Presleya z Tomem Cruise’em.
Nie trzeba jednak szukać tak daleko, bo wystarczy wspomnieć o wyraźnej polaryzacji amerykańskich gwiazd w ostatnich, które poprzez swoje kanały wspierały własnych kandydatów w wyborach prezydenckich: najpierw Hillary Clinton, później Joe Bidena lub Donalda Trumpa (który sam dorobił się wcześniej miana telewizyjnego celebryty i potentata nieruchomości).
Zanim jednak ktoś to nazwie medialnym cyrkiem, warto pamiętać o medialnej wartości konkretnych marek, jakimi są celebryci i artyści. Czyli jak ktoś kiedyś to trafnie ujął: produkty mediów i jednocześnie głosy swoich oddanych fanów.
Nives Zubcevic-Basic, autorka portalu The Conversation podaje w swoim artykule „US election: what impact do celebrity endorsements really have?” cechy, jakie powinien posiadać celebryta, aby „nadać marce (czyt. politykowi, przyp. red.) pozytywne znaczenie”:
— atrakcyjność źródła (budowa ciała, intelekt, wysportowanie, styl życia)
— wiarygodność źródła (wiedza specjalistyczna, wiarygodność)
— transfer znaczenia (kompatybilność między marką a celebrytą)
W Polsce ten rodzaj „kooperacji” pomiędzy politykami a światem rozrywki ma długą historię. Wystarczy przypomnieć walczącego o prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego, który tańczył na scenie do piosenki Disco polo „Ole Olek!” zespołu Top One w 1995 roku. Drugiej piosenki w historii polskiej polityki wykorzystanej podczas kampanii wyborczych.
Piosenka z pewnością przysłużyła się sprawie.
Zostając przy Polsce: lata 00. zaczęły mocno sprzyjać „celebrytyzacji” polityki. Za sprawą pierwszej edycji Big Brothera nasz kraj wreszcie doczekał się proto-celebrytów — osób znanych z tego, że istnieją. Symbolicznym wydaje się też fakt, że zwycięzca premierowego sezonu tego reality show - Janusz Dzięcioł - poszedł w politykę. Wcześniejszy strażnik miejski wykorzystał swoje pięć minut sławy i został posłem PO.
W 2011 roku Onet w artykule „Celebryci na listach cnotą czy grzechem polskiej polityki?” szczegółowo pisał o zakusach polityków SLD i PO chcących zasilić swoje szeregi ludźmi niekoniecznie związanymi wcześniej stricte z polityką. Sportowcy, celebryci, znane osobistości stawali się coraz bardziej legitną amunicją dla politycznych celów poszczególnych partii lub bronią samą w sobie.
Fast forward do obecnych czasów i nikogo już chyba nie dziwi obecność celebrytów w polityce. Może w 2019 roku jeszcze kogoś ruszała informacja, że taki Popek chce założyć partię i odmienić oblicze polskiej polityki. Ale teraz? To byłby po prostu kolejny zwykły dzień na tym szalonym świecie. Bo granica między konsumentem i fanem a wyborcą praktycznie już nie istnieje.
Doskonałym tego dowodem jest Paweł Kukiz i Szymon Hołownia wciąż odgrywający zauważalne role w polskiej polityce.
Jedna rzecz pozostaje w tym niezmienna — realne przełożenie popularności danego artysty, sportowca lub celebryty na grunt stricte polityczny. Tu wciąż nie ma żadnych pewnych, czego — paradoksalnie — doskonałym przykładem jest Kanye West.
https://twitter.com/kanyewest/status/1323914087340781569
Pozwolę sobie bowiem przypomnieć jeden z twitterowych komentarzy przytaczanych na początku tekstu. „Polski Kanye West” można było przeczytać pod wpisem #MATA2040.
No więc pomimo swojej ogromnej popularności Kanye w prezydenckim wyścigu zdobył jedynie 60 tys. głosów. Co tylko przypomina, że nieraz trudniej wypełnić ludźmi polityczny wiec, niż wielotysięczny stadion podczas koncertu.