Łukasz Stelmach: Dostajemy coraz więcej filmów-eventów, gdzie fabuła nie jest zbyt istotna
2021-05-04
Autor: Paweł Mączewski. Foto: Łukasz Stelmach.
Łukasz Stelmach to youtuber, który od lat zajmuje się komentowaniem filmów, seriali i wszystkiego ciekawego, co dzieje się w popkulturze. Dzieli się z widzami swoimi przemyśleniami na temat zmieniającego się krajobrazu rozrywki, a ostatnio — przy okazji zwiastuna nowego Kosmicznego meczu — wyraził obawy o to, jak będzie wyglądać przyszłość wysokobudżetowego kina. Złapaliśmy się z Łukaszem na krótką rozmowę, by nieco bardziej przybliżyć poruszany przez niego temat.
Paweł Mączewski, Radio Kampus: Jaki był najlepszy blockbuster, który wdziałeś w trakcie pandemii?
Łukasz Stelmach: Będzie ciężko, bo przez to, że kina były zamknięte, a duże wytwórnie przesuwały swoje premiery, to odkleiłem się od tego, co wychodziło nawet na platformach streamingowych. Zauważyłem jednak, że dostajemy coraz więcej filmów-eventów, gdzie fabuła nie jest zbyt istotna. Zamiast tego mamy filmowe eventy, crossovery typu „Kong vs. Godzilla”, czyli dwa znane potwory spotykają się po raz kolejny — bo pierwszy raz miał miejsce w latach 60. To ma oczywiście sprawić, że dany film będzie bardziej atrakcyjny, niż na przykład film o samej Godzilli. Zresztą pokazało nam to już MCU, że im więcej bohaterów na ekranie, tym lepiej. Ale wracając do twojego pytania, w czasie pandemii — z racji, że nie było co oglądać — postanowiłem, że sprawdzę nowy film o Scooby-Doo. Szybko okazało się, że to wcale nie było o Scooby-Doo, bo dostałem całą plejadę innych postaci z kreskówek Hanna-Barbera. Nawet tutaj pojawił się ten sam trop — zbierzmy mnóstwo różnych postaci w jednym filmie, to może będzie to bardziej atrakcyjne i komuś się spodoba. Ostatnio pojawiła się informacja, czy można by połączyć serię Fast & Furious z Jurrasic World, bo obie te marki należą do tej samej wytwórni. Z drugiej strony są jeszcze Transformer i Mission Impossible, może to też się uda połączyć. Myślę, że ostatni zwiastun nowego Space Jam pokazuje też ten trend.
No właśnie, niedawno krytykowałeś na swoim kanale ten zwiastun, wytykałeś mu za dużą ilość pojawiających się postaci, bodźców. Czy nie tego właśnie pragną widzowie?
Mam oczywiście sentyment do pierwszego Kosmicznego meczu, ale nie na tyle, bym jakoś bardzo wyczekiwał teraz sequelu. Natomiast ten zwiastun pokazuje dokładnie to, o czym wspomniałem przed chwilą — coś, co było oryginalne w latach 90. (połączenie live action z kreskówkami), dzisiaj wydaje się na tyle mało interesujące, że trzeba w niego wrzucić całe zastępy różnych postaci. Moje pierwsze skojarzenie było oczywiście z filmem Ready Player One. Nie mam pojęcia, jakim filmem będzie nowy Kosmiczny mecz, może historia skupi się na samym LeBronie Jamesie i jego relacji z synem i to będzie fantastyczne, ale już samo to, jak ten film jest promowany, sugeruje, że może być trochę inaczej.
Po sieci krąży taki meme, że „Marvel: Infinity War był najbardziej ambitnym crossoverem…”. Do niedawna było to traktowane jako coś dobrego, high peak „wielkiego kina”. Czy w dłuższym rozrachunku jednak, coś takiego może być czymś złym dla kina w ogóle?
Zobaczymy, czy w przyszłości ktoś będzie w stanie doskoczyć do pułapu Marvel: Infinity War. Do tej pory nie mieliśmy za bardzo możliwości porównać tego filmu lub późniejszego End Game do czegokolwiek innego. Jednak w obu tych przypadkach ta skala była budowana stopniowo. Każda z prezentowanych tu postaci miała swoje solowe filmy i dopiero później to eskalowało w coś większego. To wszystko było zasłużone. Wydaję mi się jednak, że losy kinowego uniwersum DC Comics pokazują doskonale, co się dzieje, gdy próbuje się na siłę upchnąć mnóstwo bohaterów bez wcześniejszego wprowadzenia ich do historii. To nie wypaliło. Tego rodzaju filmy mają jeszcze to do siebie, że bardzo szybko przestają być czymś nowym.
Czy taki stan wysokobudżetowego kina jest czymś, czego nie można było uniknąć, czy to może jednak efekt pandemii?
Myślę, że jeszcze przyjdzie nam poczekać na to, co przyniesie efekt pandemii. Zobaczymy, jak na nowe produkcje zareagują widzowie. Trend pompowania coraz większych budżetów w produkcje trwał już od jakiegoś czasu, bo takie inwestycje zwykle lepiej się zwracały studiom. Kino ma teraz trudniej — stale rośnie im konkurencja w postaci serwisów streamingowych.
Tyle że takie crossovery nie są niczym nowym — pierwsza walka King Konga z Godzillą miała miejsce jeszcze w latach 60. Wcześniej mieliśmy uniwersum potworów Universal Studios, gdzie potwór Frankensteina walczył z Wilkołakiem, a gdzieś w pobliżu kręcił się jeszcze Dracula. Może kino po prostu zatacza teraz krąg i wrócimy do jakiegoś status quo?
Do status quo chyba już nie wrócimy, bo same kina są w innym miejscu, niż wcześniej — o czym wspomniałem przed chwilą. Póki co wytwórnie żyją w kulcie wielkich marek, które będą mogły być eksploatowane. Kiedy ludziom nie znudzą się te wielkie filmowe eventy, być może wtedy znajdzie się miejsce na nieco mniejsze i tańsze filmy. Wiele zależy też od dystrybucji. Za jakiś czas może się okazać, że streaming jest jednak popularniejszą metodą dystrybuowania filmów — co też wymusi zmianę na całym rynku.