Koniec pewnych herosów. Czy 2023 będzie tym rokiem, w którym Indiana Jones odwiesi swój bat, a Batman pelerynę?
2023-02-22
Autor: Paweł Mączewski
Fot. YouTube/Warner Bros Polska/Disney Polska
„Który mamy rok?” – takie pytanie mogłaby zadać osoba patrząca na zbliżające się premiery 2023 roku. Oto bowiem do kin powróci jeden z najsłynniejszych archeologów, który zniszczy każdą świątynię i artefakt, byleby uratować świat przed większym zagrożeniem – Indiana Jones.
Czeka nas jednak jeszcze jeden powrót. Powrót Batmana. Michael Keaton po ponad 30 latach zgodził się raz jeszcze założyć super niewygodny strój ze szpiczastymi uszami, by przypomnieć, że to on jest (i zawsze był) tym jedynym, prawdziwym Mrocznym Rycerzem, obrońcą Gotham City.
O tym, jak Hollywood zjada swój własny ogon, chyba nie ma sensu pisać, bo łatwo zauważyć, że żyjemy w czas sequelozy i re-tellingu już raz opowiedzianych historii. Jesteśmy pokoleniem, które dorasta wraz ze swoimi ulubionymi franczyzami, które nie chcą odejść do lamusa. Bo dobrze sprzedana historia nie może mieć końca. Tylko czy aby na pewno?
Wiek obu tych aktorów każe sugerować, że to może być ich swoiste pożegnanie z rolami, z którymi tak często się ich utożsamia. Zresztą Harrison Ford, który skończył już 80 lat, nie kryje tego w wywiadach udzielanych mediom. To ma być jego koniec jako Indiana.
Oczywiście mowa o samym Fordzie, bo co szkodzi, by widzowie mogli poznać jakieś inne perypetie samej postaci. Na przykład w animacjach, jeżeli takie powstaną. Wszakże istnieje już serial o przygodach młodego Jonesa, który powstał na początku lat 90. Sam Ford pojawił się tam gościnnie tylko w jednym z odcinków, a zdecydowana większość skupiała się na młodym Jonesie granym przez Seana Patricka Flanery’ego.
Michael Keaton jest o 9 lat młodszy od Forda. To nie znaczy, że czeka go jeszcze wiele przygód w stroju nietoperza. Stroju, za którym swoją drogą nie przepadał, gdy po raz pierwszy założył go w 1989 roku. Dla wielu osób urodzonych w latach 80. i 90. to jednak on zawsze będzie tym najważniejszym odtwórcą komiksowego superbohatera. Zresztą nie tylko dla nich. Danny Devito, który wcielił się w postać demonicznego Pingwina w „Powrocie Batmana” z 1992 roku, też traktuje Keatona jako jedynego prawdziwego Mrocznego Rycerza. Aktor przyznał się do tego niedawno podłączony do wyrywacza kłamstw.
Przy okazji dodał, że jego wersja Pingwina była lepsza od tej, którą ostatnio pokazał Colin Farrell.
James Gunn, który jest obecnie odpowiedzialny za pomysł na kinowe i telewizyjne historie o superbohaterach DC Comics, już przyznał, że niebawem poznamy kolejnego aktora, który wcieli się w Batmana. Przez pewien czas w sieci krążyła też plotka, jakoby Chris Pratt miał zastąpić Forda w roli dzielnego archeologa. Żadna z tych rzeczy nie zmienia faktu, że widzowie, którzy dorastali wraz z tymi dwiema słynnymi postaciami, będzie miała okazję zobaczyć je raz jeszcze. Może po raz ostatni. Batman Keatona był prawdziwie mrocznym bohaterem, który pasował do gotyckiego miasta, które zdawało się „częścią piekła, które przedarło się na powierzchnię” (ktoś kiedyś tak ładnie określił świat wykreowany w filmach Tima Burtona). Harrison Ford po prostu jest Jonesem i nikt go w tym nie zastąpi. Dobrze będzie ich znowu zobaczyć na dużym ekranie. Jeszcze ten jeden raz zobaczyć, jak Indy leje po pyskach nazioli, a Michael Keaton mówi te dwa ważne słowa.