Filmowe pożegnanie 2020

2021-01-01

Bądźmy szczerzy, wszyscy tego potrzebujemy. I tak jedna z propozycji to mockument „Death to 2020”, w którym znani aktorzy wcielają się w ekspertów różnych dziedzin, by przypomnieć nam najciekawsze momenty tego jakże ciekawego roku. 

 

Giń, 2020!"

2020. Cóż to był za intensywny rok. O jego ciekawszych momentach przypomina mockument na Netflix „Death to 2020”, czyli w polskim tłumaczeniu „Giń, 2020!”. W filmie zobaczymy m.in. Hugh Granta ( „Cztery wesela i pogrzeb”), Lisę Kudrow (Phoebe w serialu „Przyjaciele”), czy  Samuela L. Jacksona (spora część filmów Tarantino). Przeżyjmy jeszcze raz emocje związane z pożarami w Australii, czy groźbą wybuchu trzeciej wojny światowej, czym przywitał nas styczeń, by chronologicznie przejść przez kolejne WTF momenty 2020 roku. Autorzy tej produkcji celnie punktują, w jaki sposób najwięksi przywódcy tego świata, jak i zwyczajni ludzie reagowali na pandemię i szybko zmieniającą się sytuację na świecie, kto na tym zarobił, kto stracił, a jakie osoby udawał swoje społeczne zaangażowanie, tylko po to, by zwiększyć swoje zasięgi w sieci, ponadto dobitnie piętnują rasizm, który wylał jak szambo ze ścieków przy okazji zamieszek w Stanach. Chociaż film prezentuje głównie amerykańską i angielską optykę wydarzeń z 2020, konkluzja tego mockumentu wydaje się uniwersalna: na świecie żyje bardzo dużo mało inteligentnych osób oraz byłoby naprawdę super, gdyby nie było potrzeby kręcenia filmu „Death to 2021”. 

 


To już jest koniec

Chyba spora część z nas miała kiedyś taki moment w życiu, by pomyśleć „to jest to, ale jest fajnie, fajniej chyba nie będzie, chciałbym, żeby to trwało”. Gary King (grany przez świetnego Simona Pegga też miał taki moment, gdy w jednej nocy prawie udało mu się zdobyć z kumplami 12 pubów w swoim rodzinnym miasteczku, wypijając po piwie w każdym z nich. Wszystkim towarzyszyła wtedy myśl, że świat stoi przed nimi otworem, że świat należy do nich. Jednak to było dawno temu i wszyscy kumple Gary’ego ruszyli ze swoim życiem do przodu, ustatkowali się, znaleźli pracę i założyli rodziny. Tylko w jego głowie została ta myśl o tamtej nocy, gdy prawie zdobyli te 12 pubów, tzw. „Złotą milę”. Kiedy więc King zbiera starą paczkę kolegów, by po latach dokończyć dzieła — za wszelką cenę. Nawet jeżeli akurat tego dnia ma nastąpić koniec świata! Komedia od twórców „Hot Fuzz” i „Wysyp żywych trupów” z morałem o dojrzewaniu, kiedy jest się już dorosłym człowiekiem, o prawdziwej przyjaźni i budującym (a także niszczącym) więzi alkoholu. 

 

 

I Don't Feel at Home in This World Anymore

Ruth jest miłą, starającą się nie wchodzić nikomu w drogę oraz nieśmiałą kobietą mieszkającą na przedmieściach, która ma pecha, że żyje na planecie Ziemia, na której aż roi się od dupków i niefajnych osób, które są dla siebie wredne. Wyjątkiem zdaje się nieco ekscentryczny, żyjący samotnie sąsiad. Kiedy Ruth zostanie okradziona z jej rodowych srebrnych sztućców, wspólnie wyruszą za złodziejami, by niespodziewanie trafić w sam środek pełnej przemocy i niebezpieczeństw intrygi. W głównej roli wystąpiła Melanie Lynskey, natomiast sąsiada gra Elijah Wood, który po „Władcy pierścieni” wybrał dla swojej ścieżki kariery role w nieoczywistych, nieraz mrocznych (ale i mrocznie zabawnych) produkcjach. 



Wszyscy moi przyjaciele nie żyją

Nie słuchajcie tych malkontentów, których teraz w internecie nie brakuje, że polska produkcja Netflix „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” to szrot. Z ręką na sercu potwierdzam, że wszystko w tym filmie działa tak, jak w takim filmie działać powinno. Bohaterami są młodzi, raczej bogaci i irytujący swoim zachowaniem ludzie, którzy bawiąc się w sylwestrową noc w wielkiej willi gdzieś pośrodku lasu. Po pierwszych minutach zapoznania się z tą grupką osób naturalnym odczuciem (według mnie), jest nasza chęć, by spotkało ich coś strasznego. I to się właśnie dzieje — spotyka ich coś bardzo strasznego.

 

Film jest banalnie prosty, głupkowaty, satysfakcjonujący w swoim trzecim akcie (gdy na ekranie dzieje się już zapowiedziana rzeź) i bardzo ładnie nakręcony. Czego chcieć więcej po tak wyczerpującym roku? Jeżeli natomiast już widzieliście „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” i nie przypadł wam do gustu, odsyłam was do piosenki Turbonegro, której krytykować już nie sposób.