Dlaczego lubię „Psy 3: W imię zasad”

2020-01-27
(fot. Bartosz Mrozowski, mat. pras.)

„Psy 3: W imię zasad” to oprócz kina sensacyjnego klasy B także odważna dekonstrukcja pierwszego kinowego twardziela wolnej Polski. To film smutny — o przemijaniu, samotności i o tym, że nasze zasługi nie będą mieć kiedyś żadnego znaczenia. I za to szanuję ostatni rozdział historii Franza Maurera.

Autor: Paweł Mączewski

 

Franz Maurer, były ubek, potem policjant, a ostatecznie bandyta — jak sam o sobie mówił. Miał bezapelacyjnie i do samego końca stać na straży porządku prawnego odnowionej, demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej. Swojego lub jej. I po latach ten koniec wreszcie przyszedł, ale nie taki, na jaki czekali fani tej postaci; głównego bohatera — teraz już — trylogii „Psów”.

 

Mało kto wie, że pomysłodawcą filmu „Psy” z 1992 roku był Olaf Lubaszenko. Podobno pewnego razu przy wódce z Władysławem Pasikowskim zasugerował mu, że powinien nakręcić jakiś film o ubekach w nowym systemie. Stąd też wzięła się postać „Ola”, w którą wcielić się miał późniejszy twórca hitu „Chłopaki nie płaczą”. Aktor grał jednak wtedy już w „Pamiętniku znalezionym w garbie” i nie dałby rady jednocześnie poświęcić się głównej roli w „Psach”. Olem został więc Marek Konrad. Lubaszenko zagrał tylko drobną rolę jednego z funkcjonariuszy, który ginie na akcji — „Młodego”.

 

O genezie filmu „Psy” wspomina Cezary Pazura na swoim kanale na YouTube. Mówi też m.in. o tym, że Władysław Pasikowski miał pomysł tylko na jeden film. Propozycja na kontynuacje przyszła od producentów widzących, jakim kinowym przebojem okazał się obraz byłych ubeków, próbujących odnaleźć się w nowej rzeczywistości. „Psy 2: Ostatnia krew” jeszcze mocniej wyeksponowały akcję rodem z zachodnich produkcji sensacyjnych, kontynuując historię znanych już postaci — dodając im jeszcze kilka kultowych kwestii („wyrwałem chwasta”, „bandytą mogę być, nie politykiem”, „a jeśli Boga nie ma, co z ciebie za szatan” itd.).

 

Trzeba było nam poczekać aż 25 lat na powrót „Psów”, które przez ten czas stały się zasłużenie kinem kultowym. Pierwsze dwa filmy dały polskim widzom rzeczy, jakich w polskim kinie nie było: Pasikowski uczynił z funkcjonariuszy UB swoich głównych bohaterów, pokazując, co się działo za ich zamkniętymi drzwiami — co czuli, jacy byli prywatnie, dla siebie i dla innych. W kontynuacji z 94. roku dostaliśmy sensację, pościgi, strzelanie do ludzi z dwóch pistoletów jednocześnie i wybuchające pociągi. To też było coś nowego.

 

„Psy 3: W imię zasad” jako kino sensacyjne nie pokazuje niczego, czego nie widzielibyśmy już w innych polskich filmach tego typu, jakie powstawały przez ostatnie lata. Można wręcz odnieść wrażenie, że Pasikowski chcąc opowiedzieć historię Maurera i „Nowego” (wciąż fantastyczni Bogusław Linda i Cezary Pazura) czuł przymus dodania do filmu charakterystycznych motywów „kina akcji”, które masowy widz rozpozna i zrozumie. A to właśnie historia Maurera i „Nowego” jest tu najciekawsza. Nie komentarz na temat współczesnych czasów, czy obecnej Polski. Tylko historia o starości, przemijaniu i samotności.

 

Franz Maurer wychodzi po 25 latach z więzienia. Nie zna otaczającego go świata, tak samo, jak świat nie zna jego — i znać go nie chce. Franz  jest niepotrzebny i prawie nikomu nieznany. Jego zasługi sprzed lat poszły w zapomnienie, a o uczynkach pamiętają już tylko jego dawni wrogowie. To nie jest tryumfalny powrót Franca Maurera, pierwszego kinowego twardziela wolnej Polski. To jego dekonstrukcja. Dobrze rozumiem, dlaczego nie wszystkim podoba się takie ukazanie tej postaci. Pasikowski nie tylko odbiera swojemu najbardziej rozpoznawalnemu bohaterowi jego niegdysiejszy blask, ale także zdradza jego dotychczas skrywane winy z czasów, gdy Maurer był jeszcze ubekiem. 

 

„To mógł być polski Irlandczyk” — stwierdził w swojej wideorecenzji Tomasz Raczek, dodając, że najsłabszym elementem tego filmu jest scenariusz. „Psy 3: W imię zasad” mają pełno wad, to niestety prawda. Mimo to jest tu kilka scen — moim zdaniem symbolicznych — dla których warto zobaczyć finał trylogii Pasikowskiego Jedną z nich jest wielka strzelanina z policją w opuszczonych halach na Woli (wiele osób przyczepia się do braku jej realizmu, jakby finał „Psy 2: Ostatnia krew” miał z nim cokolwiek wspólnego). Z jednej strony widzimy uzbrojone w nowoczesną broń nacierające jednostki antyterrorystyczne — dzisiejsze psy. Ich atak desperacko odpiera garstka mężczyzn, wśród nich Franz i „Nowy” z kałasznikowami w dłoniach — stare psy. Chociaż ich czas przeminął, będą walczyć do samego końca. Dlaczego? Bo nie zostało im już nic innego. Mają tylko siebie i swoje zasady.

Autor: Paweł Mączewski