„Chłopaki z baraków” to jeden z najlepszych seriali komediowych w historii

2021-06-30

Autor: Paweł Mączewski

Fot. Roland Tanglao/Flickr

Alfred Hitchcock, wielki filmowiec miał kiedyś powiedzieć, że „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Cóż „Chłopaki z baraków” to nie film, a serial i pierwszy odcinek nie zaczyna się od żadnego trzęsienia ziemi, a od czarno-białych ujęć strzelaniny na ulicy. Ale i tak jest dobrze. Chwilę później widzimy zakład karny i dowiadujemy się, że od tych ulicznych wydarzeń minęło 18 miesięcy — udział w nim wzięli Julian i Ricky. To oni wyjęli broń. Obaj są filmowani w celi na chwilę przed wyjściem na wolność. Są bohaterami dokumentu o ich życiu (a jak się później okaże i o życiu wszystkich znanych im osób zamieszkujących baraki w Sunnyvale Trailer Park w Nowej Szkocji). Siedzący w celi Julian zapewnia, że dostał nauczkę i w tym momencie jego drogi rozstają się z Rickym, który jest zlepkiem chodzących kłopotów i złych decyzji. Tymczasem Ricky zapewnia, że jeszcze tego wieczoru nachleje się z Julianem. W domu czeka na nich najbardziej poczciwa dusza Sunnyvale i opiekun wszystkich kotów — Bubbles. To chłopaki z baraków, T(H)E „Chłopaki z baraków”. Bohaterowie jednego z najlepszych seriali komediowych w historii. Prosta sprawa! Kurde faja.

„Chłopaki z baraków” był jednym z pierwszych seriali mockumentalnych (czyli stylizowanych na prawdziwy dokument), który swoją premierę w kwietniu 2001 roku (dwa miesiące później debiutował show o podobnej stylistyce — brytyjska wersja „The Office”). 

Była to kanadyjska produkcja, której pomysłodawcą był pochodzący z Nowej Szkocji scenarzysta Mike Clattenburg. Natomiast protoplaści „Chłopaków…” chodzili mu po głowie już w połowie lat 90., jednak żadna telewizja nie była zainteresowana projektem po obejrzeniu pilota, w którym już wtedy wystąpili Robb Wells (serialowy Ricky) oraz John Paul Tremblay (serialowy Julian). Udało się sprzedać serial dopiero kanadyjskiej stacji Showcase, która akurat w tamtym czasie szukała dla siebie contentu.

Całość w skrócie można opisać tak, że jest to zapis perypetii i szemranych interesów trójki przyjaciół (o których wspomniałem chwilę wcześniej) oraz orbitujących wokół nich osób też zamieszkujących park baraków. Ilekroć poznajemy nowy plan któregoś z nich na szybkie, łatwe i niekoniecznie legalne wzbogacenie się, prawie ze stuprocentową pewnością możemy przyjąć, że do końca odcinka wszystko pójdzie nie tak, jak to było zaplanowane. 

„To anty-telewizyjne show” — mówił kiedyś o swoim dziele Clattenburg, zanim jeszcze publiczność pokochała „Chłopaków…”. Warto więc w tym miejscu zadać pytanie: w czym tkwi fenomen serialu? Już odpowiadam!

Czynników jest kilka, ale trzeba zacząć od łatwo rozpoznawalnych bohaterów, gdzie do każdego zestawu cech charakteru i zachowań przypisane są konkretne atrybuty zewnętrzne i dany ubiór. I tak np. odziany w czarne ubranie Julian ma zawsze łeb na karku, drink w dłoni (co by się nie działo, on tam jest!) oraz miękkie serce, przez co nieraz wpada w kłopoty, pomagając Ricky’emu. 

Ricky — niech poziom jego IQ wytłumaczy fakt, że skradzione rzeczy (rowery, wózki z supermarketu) ma zwyczaj chować w jeziorze, bo tam ich nie widać. Często mieszka w samochodzie, bo nie może się dogadać ze swoją byłą / obecną partnerką, żywi się pakowanym jedzeniem ze stacji benzynowej i kradzionymi fajkami. Jego styl to casual na górze (koszula we wzroki) i sports na dole (spodnie dresowe). Ma świetny fryz rockabilly, którego mu zazdroszczę. 

Bubbles (grany przez Mike’a Smitha) ma dobre serce, którym kocha wszystkie kotki. Opiekuje się nimi, tak jak stara się też pomagać pozostałej dwójce kumpli. Mieszka w małej szopie, gdzie czasem zdarza mu się grać na gitarze. Szkła jego okularów przypominają słoiki. 

Ale są przecież też inni, o których warto wspomnieć, jak chociażby odwieczne nemezis chłopaków — alkoholik i nadzorca osiedla Jim Lahey oraz jego zawodowy partner (później także poza pracą) Randy, który nie zgadza się na noszenie koszulki i jest gotowy się prostytuować w zamian za darmowe cheesburgery, jego ulubiony posiłek. 

Jeżeli natomiast odpaliliście któryś z powyższych fragmentów, zwróciliście pewnie uwagę na nietuzinkowe dialogi, które często wypowiadane przez naturszczyków lub mało doświadczonych aktorów, potęgują komedię. Jako ciekawostkę dodam, że przy starcie serialu, tylko jedna osoba z obsady miała na swoim koncie wieloletnią pracę w aktorstwie — był to właśnie strażnik osiedla Lahey (niestety nieżyjący już John Dunsworth).

Oczywiście warto w tym miejscu podkreślić niesamowitość polskiej wersji tego serialu, która nabrała dodatkowego kolorytu dzięki świetnej pracy lektorskiej, jaką wykonał Rafał Walentowicz. Niedawno mogliście usłyszeć go też w samym Radio Kampus, które odwiedził, by zdradzić nieco o kulisach pracy przy tym tytule.

I tu dochodzimy do meritum fenomenu tego serialu, jakim są… przyziemne przygody naszych bohaterów i kształtujący ich ekosystem, w jakim przyszło im żyć. Za każdym razem obserwujemy kolejne próby wyrwania się z baraków, rozpoczynanie nowych dili życia, które wreszcie przyniesią upragnione pieniądze i pozycje — i tyleż samo razy widzimy niepowodzenia. Julian, Ricky i Bubbles to kombinatorzy, drobne cwaniaczki (no Bubbles najmniej pasuje do tego opisu, macie rację, ale często partycypuje w działaniach swoich przyjaciół). Nie są to jednak tacy PRAWDZIWI przestępcy. W gruncie rzeczy wiemy też, że to poczciwi ludzie, którzy dbają o innych mieszkańców swojego osiedla, bo sami wychowali się w tym miejscu — na parkingach baraków, które są ich jedynym domem.